III Marsz Równości w Rzeszowie odbył się pod hasłem „Idziemy po równość i pokój”. Poza kontrowersyjnymi transparentami o gejach i lesbijkach maltretujących dzieci, wydarzenie odbyło się w pokojowej atmosferze.

Marsz Równości powrócił do Rzeszowa po dwuletniej przerwie, spowodowanej pandemią. – Chcemy okazać wsparcie i uwolnić więź ze społecznością – mówiła przed rozpoczęciem wydarzenia dziewczyna, która przyjechała z województwa kujawsko-pomorskiego. 

Jedna z dziewczyn idąc na marsz, doświadczyła nieprzyjemnej sytuacji. – Jakiś pan nas opluł jak tutaj szliśmy. Powiedział, że nie chce nas w Rzeszowie – opowiada Karmel w tęczowym makijażu. 

Organizatorzy liczyli na udział nawet do tysiąca osób, ale marsz liczył około połowy z tej liczby. Być może z powodu niesprzyjającej pogody – cały czas padał deszcz. Najwięcej na marszu było młodych osób, nastolatków. Były także osoby z Ukrainy. 

W tym roku nie zgłoszono ani jednej kontrmanifestacji, ale na początku i na końcu marszu, przy jego trasie, ustawili się przedstawiciele Fundacji „Życie i Rodzina” z transparentami, na których były informacje o gejach i lesbijkach, którzy maltretowali dzieci, np.: „Proaborcyjne lesbijki Espósito Valiente i Abigail Páez maltretowały i zamordowały 5-letniego synka jednej z nich”. Najpierw przeciwnicy marszu stanęli na pieszym przejściu na moście, ale po rozmowie z policją zmienili miejsce i rozłożyli się z transparentami na skrzyżowaniu ul. Podwisłocze i Warzywnej. Gdy mijał ich tłum, jedna z kobiet zaczęła się modlić, trzymając różaniec w dłoniach. Te same transparenty czekały też na uczestników marszu na jego mecie, pod ratuszem.

Więcej w Wyborczej