Powiedziała pani niedawno, że składa parasol ochronny nad rzecznikiem praw obywatelskich Marcinem Wiąckiem. Dymisja Hanny Machińskiej przelała czarę goryczy?

Wstrzymywałam się z zabieraniem głosu, ale już wystarczy. Oczywiście można mi powiedzieć, że też nie byłam ideałem. No nie byłam. Ale takiego skandalu nie miałam.

Co się stało?

Napisałam jakiś czas temu tekst „Spylandum est”. To taka niepisana reguła – gdy coś trafia do sądu, pierwszą zasadą jest: czy można to jakoś odwalić. Albo po łacinie: In dubio contra iudici activitatem – w razie wątpliwości wywalić.

A jak to się ma do RPO?

To było także o nim. Zmieniono prawo o cudzoziemcach, utrudniając składanie wniosków o ochronę międzynarodową przez wprowadzenie nowych przesłanek do spełnienia przez uchodźców. Funkcjonariusze robią uniki, by tych wniosków nie przyjmować, i wszystko to jest odrzucane. NGO chciały „dopchać” sprawę do NSA, ale nadziały się na rafę. NSA uznał: spylandum est – że sprawy nie ma, nie ma w co wstępować. Więc aktywiści poszli do rzecznika praw obywatelskich. A rzecznik powiedział: rzeczywiście, brzydka sytuacja, ale faktycznie postępowanie się nie toczy, więc do widzenia. I wtedy się wściekłam.

Cały wywiad z prof. Ewą Łętowską w Rzeczpospolitej