Wystawa Fundacji Bezkres, na której pokazywano przedmioty pozostawiane przez uchodźców w lasach na granicy polsko-białoruskiej, miała trwać do 15 grudnia. Po atakach ze strony żołnierzy dziekan WSMiP UJ ściągnął ją jednak już po trzech dniach. – To przyzwolenie na przemoc – komentują wolontariusze.

„Pańska decyzja, niezależnie od jej motywu, jest cichym przyzwoleniem na bandytyzm na terenie uniwersytetu. Na granicy cierpią i umierają ludzie. Cisza oznacza przyzwolenie” – piszą w liście otwartym do dziekana przedstawiciele Fundacji Bezkres.

Dziecięca lalka, buty, grzebień, zegarek – to tylko kilka z przedmiotów, które aktywiści znajdują codziennie w lasach na granicy polsko-białoruskiej. Od 4 grudnia można było je zobaczyć na wystawie „Rzeczy znalezione – świadectwa obecności” Fundacji Bezkres (Grupa Granica) w hallu Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ. Już w pierwszych dniach doszło do ataków ze strony studiujących na wydziale żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Dziekan, ze względów bezpieczeństwa, kazał więc wystawę ściągnąć. 

Do pierwszego incydentu doszło w czwartek 6 grudnia. Jak relacjonuje Szymon Turkowski z Fundacji Bezkres, między dwoma grupami studentów wybuchła kłótnia. – Prawie się pobili – mówi.

Szymon jest jedną z osób, które oprowadzają po wystawie, opowiadają historie znalezionych przedmiotów i uświadamiają na temat kryzysu na granicy. To on, dzień po kłótni studentów, skonfrontował się z żołnierzem WOT-u, który przyszedł na wystawę „po cywilu”.

– Kiedy skończyłem go oprowadzać, ujawnił się jako WOT-owiec, zaczął krzyczeć i być agresywny. Okazało się, że mnie nagrywał. Groził, że zgłosi nas do dziekana, do prokuratury i że to, co robimy na granicy, jest nielegalne. W końcu sobie poszedł, ale później wrócił, tylko że już z kolegami – opowiada aktywista.

Po tych zdarzeniach dziekan prof. Piotr Bajor zdecydował o zdjęciu wystawy – mimo że wcześniej wyraził na nią zgodę. Oficjalny powód to „względy bezpieczeństwa”. 

– Istniało zagrożenie, że wystawa mogłaby prowokować do kolejnych napięć. Dziekan chciał tego uniknąć, mając na uwadze także bezpieczeństwo studentów i studentek przychodzących na zajęcia – przekazuje rzecznik prasowy UJ Marcin Kubat. I dodaje, że uczelnia nie była organizatorem wystawy, a jedynie bezpłatnie udostępniała swoją przestrzeń na prośbę jednego z wykładowców Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych, który naukowo jest zainteresowany polityką migracyjną.

Więcej w Wyborczej