Większość badań nad relacjami polsko-żydowskimi czasu Zagłady prowadzi się na szeroką skalę, przyjmując punkt widzenia elit politycznych, czy wojskowych. Takie podejście nie uwzględnia doświadczeń jednostek, które do tych elit nie należały, w tym doświadczeń kobiet i dzieci – pisze Joanna Beata Michlic.

Joanna Beata Michlic

Nie cytować bez zezwolenia. Publikujemy za zgodą Autorki.

Dzieci żydowskie w Polsce w czasie okupacji niemieckiej w ich własnych, tuż powojennych relacjach o przeżyciach i stosunkach polsko – żydowskich czasu Zagłady

Wprowadzenie

Większość badań nad relacjami polsko-żydowskimi czasu Zagłady prowadzi się na szeroką skalę, przyjmując punkt widzenia elit politycznych, czy wojskowych. Takie podejście nie uwzględnia doświadczeń jednostek, które do tych elit nie należały, w tym doświadczeń kobiet i dzieci. Niemniej jednak, w ostatnim dziesięcioleciu coraz częściej naukowcy interesują się rekonstrukcją społecznej mapy relacji jakie podczas wojny zachodziły między przeciętnymi polskimi Żydami i przeciętnymi członkami polskich społeczności lokalnych; podejmowane są także badania pamięci o tych relacjach.1 Te nowe zainteresowania badawcze sprzyjają „odkrywaniu” relacji naocznych świadków. Jest zatem oczywiste, że nie da się odtworzyć złożonej mapy przeciętnych relacji polsko-żydowskich bez analizy tych świadectw.

W niniejszej pracy, poddaję interpretacji relacje składane krótko po wojnie przez dzieci żydowskie, które przeżyły wojnę w gettach i po aryjskiej stronie okupowanej przez Niemców Polski oraz listy Polaków, którzy bezinteresownie ratowali2 żydowskie dzieci. Analiza krytyczna tych świadectw, niebazująca na rozważaniach o winie i wybaczeniu pomaga zrekonstruować zróżnicowaną mozaikę jaką stanowiły relacje między przeciętnymi Polakami i Żydami. Dzięki tym świadectwom, historyk może lepiej zrozumieć i z większą dbałością o szczegóły opisać istotne cechy procesu jakim w tych warunkach było przetrwanie (survival). Może opisać różne kategorie ocalonych i ocalałych. Świadectwa te rzucają również światło na wzajemne relacje członków społeczności polskiej, zwłaszcza relacje między tymi, którzy spieszyli Żydom z pomocą i tymi, którzy do ukrywania Żydów odnosili się niechętnie. Zestawienie pojawiających się wycinkowo w relacjach informacji na ten temat pozwala na pełniejszy i obszerniejszy opis zjawiska, wzbogacając wiedzę o stosunkach polsko-żydowskich podczas II wojny światowej. Pozwala także lepiej zrozumieć doświadczenie ratowania życia w tej szczególnej opresyjnej sytuacji.

W niniejszej analizie posługuję się pojęciami, „w ukryciu” („hiding”) i „na aryjskich papierach,” lub „uchodzić za Polaka” („passing as a Pole”) stosowanymi w niewielkiej acz stale powiększającej się naukowej literaturze poświęconej żydowskim uciekinierom i ratującym ich Polakom. Piśmiennictwo to zapoczątkowała pionierska praca socjolog Nechamy Tec When Light Pierced the Darkness, która jako młoda dziewczyna ocalała z Holokaustu w Polsce.3 Używam również pojęć: „odgrywanie roli,”4 „zespół roboczy,”5 i „widownia,”6 które zapożyczyłam z fundamentalnej pracy socjologa Ervinga Goffmana, The Presentation of Self in Everyday Life.7 Pojęcia te pomagają wyjaśnić dynamikę interakcji społecznej zachodzącej między żydowskimi dziećmi i polskim środowiskiem katolickim.

Relacje naocznych świadków: charakterystyka ogólna

Poddałam analizie dziewięćdziesiąt relacji złożonych przez dzieci i dwadzieścia pięć relacji i listów Polaków. Są one przechowywane w archiwalnych zbiorach Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie (ŻIH), Yad Vashem w Jerozolimie i Instytutu YIVO w Nowym Jorku. Wszystkie relacje zostały złożone tuż po wojnie. Polacy, autorzy większości relacji, to osoby, które bezinteresownie poświęcały się (czy to długofalowo, czy przez krótki czas) ratowaniu żydowskich dzieci. Określam tak tych, których pierwotną motywacją ratowania dziecka była troska o jego życie oraz chęć zapewnienia mu opieki i bytu, bez względu na to czy byli za to wynagradzani, czy nie. Relacje i listy osób bezinteresownie z oddaniem ratujących dzieci zostały złożone w Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Niektóre z nich powstały w odpowiedzi na skierowany do polskiej społeczności apel Żydowskiej Komisji Historycznej o dokumentowanie przypadków ratowania Żydów. Zaproszenia do składania świadectw ogłaszano na początku 1947 roku w różnych czasopismach, np. w katolickim Tygodniku Powszechnym, w lewicowym tygodniku kulturalnym Odrodzenie i w dzienniku Polskiego Ruchu Ludowego Gazeta Ludowa.8 W niektórych przypadkach oświadczeniom ratujących towarzyszyły prywatne listy tych, których uratowali. Ta grupa ratujących opisywała swoją wojenną działalność językiem pozbawionym patosu i bohaterstwa. Były to relacje o pomocy świadczonej żydowskim dzieciom i dorosłym, o reakcji z jaką spotykały się ich działania ze strony innych Polaków, o różnorodności doświadczeń, które pozwoliły na przetrwanie, oraz o nieprzewidywalności życia pod okupacją niemiecką w ogóle. Wszystkie te relacje wskazują imiennie polskich Żydów i Polaków gotowych potwierdzić ich prawdziwość.

Uwzględniłam również jeden dziennik prowadzony podczas wojny oraz pięć złożonych tuż po wojnie świadectw żydowskich rodziców (cztery z nich złożyły matki, jedno – ojciec) oraz jeden, napisany zaraz po wojnie, list kapitana Yeshayahu Druckera (1914-2004), który tuż po wojnie, zanim wyemigrował9 do Izraela w 1950, aktywnie uczestniczył w poszukiwaniu ocalonych żydowskich dzieci w polskich rodzinach. W następstwie wojny, odrodzone organizacje żydowskie w Polsce (i wszędzie indziej) nazywały te poszukiwania „odzyskiwaniem dzieci.” Dla pozostałych przy życiu dorosłych znaczenie tego terminu było szczególne. Ówcześnie, żydowskie elity polityczne i kulturalne bez względu na ich orientację ideową postrzegały dzieci żydowskie jako „fizyczną i duchową podwalinę” „odrodzenia” społeczności żydowskiej z niemal całkowitej zagłady. Takie nadzieje wyrażali wtedy powszechnie nie tylko polscy Żydzi, ale także inne, zachowane społeczności żydowskie w Europie.10

Ponadto, korzystam z niepublikowanych relacji naocznych świadków z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Podobnie jak wcześniejsze świadectwa, prawdziwość i tych relacji osób ratujących została imiennie uwiarygodniona przez Żydów i Polaków. Omawiane relacje i wspomnienia ocalonych dzieci pochodzące z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku wydają się być pierwszymi powojennymi relacjami doświadczeń czasu wojny ich autorów.

Odróżnić „przyjaciela od wroga”11

Zgodnie z rozporządzeniami niemieckimi, Żydom, zarówno dzieciom jak i dorosłym, nie wolno było mieszkać poza murami getta po stronie aryjskiej. Była to zbrodnia karana przez Niemców śmiercią. Za pomoc w opuszczeniu getta i zapewnienie schronienia żydowskim uciekinierom, kara śmierci groziła również etnicznym Polakom.12

Większość dziecięcych świadectw zawiera wspomnienia o przenosinach na aryjską stronę i pierwszych tam krokach. Pokazują one jak bardzo zróżnicowane były formy współdziałania z polskim otoczeniem i jak złożone były doświadczenia dzieci.13

Przez całą wojnę, bez względu na miejsce pobytu po aryjskiej stronie, większości dzieci sprawiało trudność odróżnienie osób przyjaznych i niosących pomoc od niewspółczujących i wrogich.14 Tak więc, w swoich relacjach dzieci najczęściej opisują dwie krańcowo różne grupy postaw w polskim otoczeniu: w pierwszej znaleźli się bezinteresownie niosący pomoc, przez dłuższy czas albo incydentalnie, a w drugiej – osobnicy, którzy działali na szkodę dzieci i tym samym stanowili dla nich zagrożenie. Co charakterystyczne, w pewnych przypadkach, członkowie tych dwóch podgrup o skrajnie przeciwnym wobec nich ustosunkowaniu nie tylko się znali, albo o sobie wiedzieli, ale mogli nawet być kochankami, małżonkami, albo członkami najbliższej rodziny. Musiało to dezorientować i przerażać zarówno wiele dzieci, jak i poszukujących bezpiecznego dla nich schronienia, rodziców. Budziło również strach tych, którzy z poświęceniem spieszyli na ratunek, będąc często przez swoje działania tak samo jak ich żydowscy podopieczni narażeni na groźby i złe traktowanie. Przypadki te potwierdzają nienową i istotną obserwację, że w polskiej społeczności katolickiej społeczna aprobata dla ratowania Żydów była niska. Ponadto, rzucają one światło na dynamikę tej niskiej aprobaty na najniższym poziomie tj. w rodzinie, między kochankami lub przyjaciółmi.

Sabina Kryszak, Żydówka, za pośrednictwem siostry umieściła syna u Geni, która przed wojną była służącą w ich rodzinie. Pomimo najlepszych chęci, przywiązania do chłopca i troski o niego Genia musiała zrezygnować z opieki nad dzieckiem, bo uniemożliwił to jej kochanek.

„Moja siostra… zabrała moje dziecko do naszej byłej służącej Geni, której było go żal. Dziecko było tam zaledwie jeden dzień, kiedy zjawił się narzeczony Geni… Powiedział, że jeśli nie pozbędzie się tego „żydowskiego bachora,” osobiście go wyrzuci. Genia zachowała się dobrze, kiedy rozstała się z dzieckiem, zapewniła mu pieniądze.”15

Podobną historię opowiada Felicja (Lusia) Fruchtman w dwustronicowej relacji z 9 września 1947 oraz w krótkim oświadczeniu z 3 listopada 1948. Wspomina, że w rodzinie Różyckich spotkała się z krańcowo różnym stosunkiem do siebie ze strony rodziców i ich dorosłego syna. W efekcie powstałego konfliktu musiała opuścić mieszkanie Różyckich. Na szczęście dla Felicji (Lusi), inna osoba, pani Misiurowa, prosta i dobroduszna kobieta, otoczyła ją opieką w najtrudniejszej dla Lusi chwili utraty bezpiecznego schronienia. Misiurowa została na dłużej jej nową bezinteresowną opiekunką. Podobnie jak Lusia, Misiurowa poniosła ciężką osobistą stratę podczas wojny – jej mąż został zesłany na roboty przymusowe do Niemiec.16 Mógł to być jeden z powodów, dla których Misiurowa zdecydowała się dać schronienie żydowskiej dziewczynce.

Przechowywała mnie rodzina Różyckich ze Złotej 21 w Warszawie aż do 1943. Ale syn Różyckich zaczął z mojego powodu szantażować rodziców i w końcu musiałam opuścić ich mieszkanie. Wtedy pani Julia Misiura, która wiedziała o mnie… zaproponowała, że weźmie mnie do swojego domu w Pruszkowie. Zostałam tam do 1945. Podczas okupacji pani Misiurowa opiekowała się mną… Zawsze troszczyła się, czy nie jestem głodna. Nasze warunki bytowe były trudne. Męża pani Misiurowej zabrali na roboty przymusowe do Niemiec i nie wrócił już stamtąd.17

Dwie siostry, Róża i Krysia Gold, siedem i czternaście lat, również zdawały sobie sprawę, że członkowie chłopskiej rodziny pod Kielcami w centralnej Polsce, gdzie je ukrywano nie byli zgodni co do ich losów i nikt się z tym wcale nie krył. Rodzice i córka ukrywali dziewczynki, ale utrzymywali to w tajemnicy przed dorosłym synem. Dziewczynki dowiedziały się od swoich opiekunów, że syn był związany z endecją, partią programowo nacjonalistyczną i antysemicką.18 Byli przekonani, że gdyby dowiedział się o obecności żydowskich dzieci w rodzinnym gospodarstwie, wydałby je Niemcom. Na szczęście syn nigdy się o nich nie dowiedział i przeżyły wojnę w ziemiance wykopanej na polu właściciela gospodarstwa, do której ci starzy ludzie i ich córka przynosili jedzenie.19

Powody ratowania Żydów

Literatura przedmiotu wymienia cztery kategorie osób angażujących się w ratowanie i ochronę Żydów podczas wojny. Do pierwszej należą ludzie kierujący się pobudkami altruistycznymi, którzy przed wojną mieli przyjaciół i znajomych Żydów. Drugą grupę stanowią również altruiści powodowani obowiązkiem patriotycznym i nakazem moralnym. Trzecia grupa składa się z ludzi, którzy pomagali Żydom dla pieniędzy, dzięki którym mogli poprawić swoje warunki bytowe; do kategorii czwartej zalicza się osoby, których celem było łatwe zdobycie majątku i których wcale nie obchodziło dobro Żydów. Taka typologia choć bardzo użyteczna, nie jest jednak wyczerpująca, bowiem nie uwzględnia możliwych fluktuacji między kategoriami ratujących, ani zróżnicowania i złożoności kontekstu społeczno-kulturalnego.20 Typologia ta posiada luki bo nie bierze pod uwagę subiektywnych czynników emocjonalnych, które również odgrywały ważną rolę w poczynaniach osób ratujących Żydów.

Relacje dzieci i ratujących je osób pokazują jak zróżnicowane i złożone emocjonalnie było angażowanie się w ratowanie dzieci. Rzucają też światło na charakter działań podejmowanych przez ratujących. Ponadto, są źródłem informacji o bogatej mozaice motywów ukrytych za działaniami ratujących. Ujawniają, że w pewnych przypadkach ludzie śpieszyli z pomocą wcale nie z obowiązku patriotycznego, ani nie kierowało nimi ugruntowane religijnie przekonanie, że trzeba pomagać potrzebującym, ani też chęć zysku, ale dlatego że powodowały nimi znacznie silniejsze subiektywne uczucia. Czułość i przywiązanie do bezbronnych dzieci oraz, wyraźne, zwłaszcza w przypadkach bezdzietnych par i samotnych kobiet w różnym wieku, pragnienie posiadania dziecka. Czasami te uczucia splatały się z nienawiścią, którą żywili do Niemców za cierpienia jakich przysporzyli rodzinnie, a czasami w rodzinach, w których były mieszane chrześcijańsko-żydowskie małżeństwa, poważną rolę odgrywały także więzi emocjonalne i lojalność wobec ich żydowskich członków.21

Jedną z najbardziej przejmujących relacji, odsłaniającą rolę silnych pierwotnych emocji przy podejmowaniu decyzji o ratowaniu Żydów, złożyła żydowska matka, pani Majdanowa (brak imienia). Autorka relacji opisuje jak w chwili rozpaczy podczas likwidacji warszawskiego getta podeszła do prostej kobiety, Polki handlującej węglem, a ta ulitowała się nad jej kilkuletnim synkiem i bez wahania podjęła się opieki nad nim. Majdanowa była szczęśliwa, że w tej obcej Polce znalazła chętną opiekunkę dla syna: żadna z kobiet nie przypuszczała, że Majdanowej uda się przeżyć wojnę. Ta ostatnia, pozostawiwszy syna, postanowiła udawać Polkę i katoliczkę i jako taka zgłosiła się dobrowolnie na roboty do Niemiec, gdzie przetrwała do końca wojny. Tymczasem, kobieta, która zdecydowała się uratować jej syna, była zmuszona opuścić swoje mieszkanie w Warszawie z obawy przed sąsiadami, którzy mogli donieść, że ukrywa żydowskie dziecko. Wraz z chłopcem wyjechała z Warszawy na wieś, gdzie udało się jej chronić chłopca do końca wojny. Wobec ludzi udawała, że jest jego babcią. Majdanowa odnalazła ich po powrocie z Niemiec w 1946. Zamieszkała razem z ofiarną opiekunką swego dziecka, Majdanowa napisała dwustronicową relację, w której uznała się za dłużniczkę Polki, która nie tylko uratowała jej syna, ale również otoczyła go miłością.

„Pozostawaliśmy w getcie do lutego [1942] a potem przenieśliśmy się na aryjską stronę, gdzie trafiliśmy na złych ludzi. Interesowało ich tylko to, jak wyciągnąć od nas pieniądze. Kiedy już wszystko od nas wyciągnęli, kazali się wynosić. Było to w kwietniu, podczas likwidacji getta. Nie miałam dokąd pójść i nie wiedziałam co mam z sobą począć, Byłam gotowa skończyć z sobą, ale [nie wiedziałam co począć] z moim dzieckiem. I właśnie wtedy natknęłam się na kobietę, która handlowała węglem. Usiadłam obok niej i wszystko jej opowiedziałam. Pożałowała nas i od razu zaproponowała, że może się zaopiekować moim dzieckiem i że będzie je wychowywać jak własnego syna. Żadna z nas nie spodziewała się, że uda mi się, z moim semickim wyglądem, przeżyć wojnę. Kobieta sprzedała węgiel, a potem zabrała ze sobą mojego chłopca… Musiała opuścić swoje mieszkanie, bo bała się tam z nim zostać. A ja zgłosiłam się do jakiegoś biura i zostałam wysłana jako aryjka na roboty do Niemiec i w ten sposób przeżyłam. Zaczęłam pisać listy do tej kobiety. Po powrocie [do Polski], dwa i pół roku później, mój syn miał już cztery i pół roku. Troszczyła się o niego tak dobrze jak o własne dziecko. Bardzo go kocha, a teraz mieszkamy razem w jednym mieszkaniu. Wysłałam teraz syna na kolonie letnie do Świdra [kolonie żydowskie], ale „babcia” – tak ją nazywa – odwiedza go tam w każdą niedzielę i prawdziwie go kocha. Jestem bardzo wdzięczna tej kobiecie za to, że go uratowała. Dzięki niej mam wspaniałego, pięknego syna.”22

List dwóch uratowanych sióstr, Susan Levkovitz (Zofia Propper) urodzonej 16 listopada 1933 oraz Wandy Propper Friess, urodzonej 14 listopada 1934, jest inną ilustracją tego, jak ważną rolę przy angażowaniu się w ratowanie Żydów mogła odegrać kombinacja czynników emocjonalnych i moralnych – lojalność wobec przedwojennych przyjaciół, przywiązanie uczuciowe i całkowite poświęcenie się pomocy słabszym nawet w obliczu poważnych przeciwności.23 Pani Maria Mazur (podczas wojny Maria Gorczycowa) obiecała swojemu przedwojennemu znajomemu, że zrobi wszystko co w jej mocy, żeby uratować jego córki. Pani Mazur dotrzymała słowa, chociaż ojciec dziewczynek nie miał do zaoferowania w zamian pieniędzy. Żeby uratować dziewczynki, pojechała do getta w Zaklinowie, dokąd przesiedlono Żydów z Antoniowa i Radomyśla. Tam, przy pomocy innych ludzi, udało się jej przeszmuglować dziewczynki poza getto. Zabrała je do swojego nowego domu w Błażowie koło Rzeszowa. Mieszkały tam z nią i jej rodziną od października 1942 do czerwca 1943. Miała dwoje dzieci w tym samym wieku i dziewczynki traktowała tak samo jak własne. Kiedy ojcu dziewczynek udało się uciec z getta w Zaklinowie, załatwić fałszywą kenkartę i osiedlić po aryjskiej stronie w Giebbutowie koło Krakowa, poprosił Mazurową, by przywiozła mu córki. Chociaż dzieci wróciły pod opiekę ojca, pani Mazur wiedząc, że są w bardzo trudnej sytuacji nie przestała im pomagać i do końca wojny systematycznie wysyłała im paczki żywnościowe.

Kolejny list uratowanego dziecka, Jana Góreckiego (przed wojną Stefana Jerzego Kraushara) również potwierdza, że uczucia – szlachetność, bezwarunkowa miłość dla dzieci i zdolność poświęcenia się im nawet jeśli są zupełnie obce – odgrywają ważną rolę przy angażowaniu się w pomoc. Górecki opowiada jak pani Henryka Filipkowska przyjęła dwie całkowicie obce osoby – jego i jego matkę – do swego mieszkania przy ulicy Wawelskiej w Warszawie, po tym jak w którymś momencie w 1943 na skutek denuncjacji stracili poprzednią kryjówkę. Mieszkali z panią Filipkowską i jej sparaliżowanym mężem aż do powstania warszawskiego w sierpniu 1944. Poza rodziną Krausharów pani Filipkowska przechowywała w swoim mieszkaniu także małego żydowskiego chłopca. Wzięła go do siebie po likwidacji warszawskiego getta w kwietniu 1943. Był najmłodszy w grupie dzieci, które Filipkowska przedtem dokarmiała w ruinach getta. Chłopiec, któremu nadano fałszywe okupacyjne nazwisko Jan Luś, nie mówił po polsku i miał łatwy do rozpoznania semicki wygląd. Żeby zapewnić mu bezpieczeństwo, Filipkowska zbudowała pod podłogą w swoim mieszkaniu specjalną kryjówkę, w której chłopiec mógł się schować w razie jakiejś nieoczekiwanej wizyty.24

Członkowie organizacji żydowskich również przyznają, że niektórzy Polacy ratujący dzieci byli im bez reszty oddani i bezgranicznie je kochali. Przyznają to mimo poważnych przeszkód jakimi te więzi, w nowych powojennych warunkach, stawały się dla działaczy żydowskich, którzy za najpilniejsze i najważniejsze uważali „odzyskiwanie dzieci” z polskiego środowiska katolickiego. Na przykład, słynny kapitan Yeshayahu Drucker, pisze w liście z 31 grudnia 1946 skierowanym do adopcyjnego żydowskiego ojca Halinki (Halinka Rubinstein), pana Józefa Rakowera, zarówno o tym, że dziewczynka darzy miłością swoich katolickich polskich wybawców, którzy z poświęceniem ratowali ją podczas wojny, jak i o tym, że wcale nie chcieli jej po wojnie oddać. Halinka Rubinstein, córka znanego żydowskiego kupca tekstylnego z Warszawy miała dziewięć miesięcy, kiedy została przeszmuglowana z warszawskiego getta. Przygarnęła ją rodzina starszego polskiego granatowego policjanta, pana Jana Faklera. Rodzina Faklerów zajmowała się nią jak własnym dzieckiem do końca wojny.

„Ojciec [Halinki] porozumiał się z granatowym policjantem i umówionego dnia o umówionej godzinie przerzucił przez mur getta niemowlę zawinięte w poduszkę. Policjant odebrane w ten sposób dziecko zabrał do domu, gdzie otoczona opieką dziewczynka bezpiecznie przetrwała wojnę. Łatwiej mówić o udzielaniu schronienia niż wyobrazić sobie wszystko, co się z tym wiązało…

Okazało się, że opiekunowie Halinki byli wielokrotnie szantażowani, ale za każdym razem udawało im się uniknąć najgorszego. Po wojnie zajmowaliśmy się wykupywaniem dzieci z rąk katolików. Wtedy dowiedziałem się o Halince i wszcząłem starania, żeby ją odzyskać. Najpierw (jej opiekunowie) nie chcieli nawet słyszeć o oddaniu dziecka. Zgodzili się dopiero po długich pertraktacjach i dyskusjach. Przyjęli bardzo niewielką kwotę 10 tysięcy złotych (za uratowanie jej). Chwila zabierania dziecka z ich mieszkania była niezwykle poruszająca. Trudno opisać słowami nastrój jaki tam panował, kiedy Halinka opuszczała dom.”25

Z drugiej strony, z relacji wielu dzieci i innych naocznych świadków wyłania się inna, całkowicie odmienna motywacja decyzji o przyjęciu do domu żydowskiego dziecka. Była to chęć wykorzystania dziecka jako taniej siły roboczej przydatnej do prac domowych lub na roli. W niektórych przypadkach, motywacja ta była głównym, jeśli nie jedynym motorem podejmowania decyzji o udzieleniu schronienia na stałe młodym żydowskim uciekinierom. Sporządzona krótko po wojnie relacja Heni Kucyk jest jednym z wielu świadectw potwierdzających, że podobne praktyczne powody – możliwość wykorzystania pozbawionego ochrony żydowskiego dziecka jako taniej, dostępnej na każde żądanie siły roboczej – stanowiły istotny element decyzji o przyjęciu żydowskiego dziecka na przechowywanie.26 Co więcej, jej świadectwo pokazuje jak trudno, w pewnych wypadkach, przedstawić wszystkie fakty oraz w pełni wyjaśnić postępowanie osób udzielających schronienia. Nie ulega jednak wątpliwości, że w przypadku Heni Kucyk, i w innych jej podobnych, kobietą, która zdecydowała się ukryć bezbronne żydowskie dzieci kierowała kombinacja pobudek, należących do różnych kategorii – praktycznych i uczuciowych, szlachetnych i niegodziwych.

„ [Kobiecie] płacono za to, że się opiekowała mną i moim bratem aż do wybuchu powstania [w warszawskim getcie]. Po powstaniu skończyły się wszystkie nasze pieniądze ale opiekunka okazała się na tyle przyzwoita, że nas nie wyrzuciła. Musiałam jednak bardzo ciężko pracować jako sprzątaczka i służąca.”27

Udział bezinteresownych opiekunów w odgrywaniu ról przez dzieci

Staranny przegląd relacji składanych zarówno przez dzieci, jak przez ich wybawców pozwala w polskim otoczeniu wyróżnić trzy główne grupy, które można określić jako specyficzną widownię: po pierwsze, grupę tych, którzy w czasie okupacji z poświęceniem ratowali żydowskie dzieci w długich i krótkich okresach, aktywnie wspierali je, kiedy odgrywały role aryjczyków i stale troszczyli się o ich dobro; po drugie, grupę przypadkowych pomocników, wspierających zarówno dzieci jak i ich bezinteresownych opiekunów, angażujących się przejściowo w sytuacje związane z odgrywaniem przez dziecko roli; oraz po trzecie, resztę otoczenia, która była grupą najbardziej zróżnicowaną. Charakterystyczna dla tej ostatniej grupy była bogata mozaika reakcji, od całkowitej obojętności, przez przyjaźnie/pozytywną obojętność i różne odcienie postaw negatywnych, aż po otwartą wrogość.28

Oddanych opiekunów i obrońców dzieci możemy nazwać szczególną grupą konspiratorów, albo zespołem roboczym, powołanym do ustawicznego pomagania dzieciom występującym w roli katolików. Aktywnie i stale brali udział w odgrywaniu przez dziecko jego roli wobec otaczającej je polskiej społeczności katolickiej i niemieckich okupantów. Uczestniczyli w tym przedstawieniu na różne sposoby: kierowali postępowaniem dzieci instruując je jak należy, a jak nie wolno się zachować w określonej sytuacji; dostarczali dziecku formalnych atrybutów odgrywanej roli, zwłaszcza koniecznych dokumentów, takich jak metryka chrztu, pozwalających wykazać się polskością; zabezpieczali środowiska, w których żyli. Z reguły to ostatnie oznaczało całkowite odcięcie się od znajomych i sąsiadów, zwłaszcza tych, którzy byli znani z tego, że potrafili „wyniuchać Żyda na odległość.”29 Dlatego, jak podaje jedna z relacji, wiele osób zaangażowanych w ukrywanie Żydów unikało organizowania dużych spotkań towarzyskich w swoich domach i świętowało święta Bożego Narodzenia czy Wielkanocy jedynie w gronie najbliższej rodziny.

„Święta przygotowywano tylko dla najbliższej rodziny. Nie zapraszano żadnych gości, a ja siadałam z nimi przy wspólnym stole.”30

Niektórzy opiekunowie podejmowali dodatkowe środki ostrożności: separowali się od członków własnej rodziny obawiając się, że mogliby zostać przez nich zadenuncjowani, wydani Niemcom.31 Józefa Krawczyk, która uratowała żydowską rodzinę, matkę z dzieckiem, stwierdza na przykład: „W getcie sprawy zaczęły się toczyć tak szybko, że nie pozostawał nam żaden wybór. W poniedziałek 19 kwietnia 1943, Sara Lewin ze swoim małym synkiem zjawiła się w naszym mieszkaniu. Sytuacja wyglądała naprawdę beznadziejnie. Nie miała ze sobą ani ubrań, ani pieniędzy. Co miałam zrobić? Wyrzucając ją z domu skazałabym ją i jej dziecko na pewną śmierć. Więc zostali u nas. Mój zięć załatwił jej fałszywą kenkartę. Pierwszym naszym krokiem było zerwanie kontaktów z resztą świata. Każdemu, kto chciał mnie odwiedzić mówiło się, że musiałam na jakiś czas wyjechać, a żeby nie budzić podejrzeń, rzeczywiście opuściłam własny dom. Nawet rodzinie nie powiedzieliśmy o „naszej sprawie”, bo nie mieliśmy pewności, czy ktoś chcąc nam zaszkodzić nie wezwałby gestapo.”32

Całkowite a nawet częściowe odcięcie się od sąsiadów, znajomych i krewnych nie zawsze było możliwe. Dlatego jednym z największych wyzwań dla ludzi ratujących Żydów było przekonywanie ciekawskich znajomych i sąsiadów, że dziecko, które z nimi zamieszkało nie jest dzieckiem żydowskim, ale dzieckiem chorych lub zmarłych krewnych, albo dzieckiem przyjaciół, które przyjechało na jakiś czas w odwiedziny.33 Oznaczało to, że osoba ukrywająca żydowskie dziecko, musiała, wypierając się jego prawdziwego pochodzenia, zachowywać się i wypowiadać w sposób stanowczy i opanowany, bo tylko w ten sposób mogła ograniczyć podejrzenia.

Jeden z bezinteresownie ratujących, Jan Tomaszkiewicz, wspomina jak udawało mu się skutecznie oddalać podejrzenia – „zamykać usta” – sąsiadom. Tomaszkiewicz, nauczyciel w szkole średniej, pomagał ukrywać Alicję Salzberg urodzoną 4 grudnia 1932 w Częstochowie. Na początku sierpnia 1944, po „spaleniu się” jej poprzedniej kryjówki, przeniósł Alicję do swojego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Chociaż sąsiedzi „bombardowali” go komentarzami, że dziewczynka ma semicki wygląd, Tomaszkiewicz zawsze stanowczo i z uporem utrzymywał, że Alicja jest jego krewną. W ten sposób powstrzymał sąsiedzkie pragnienie „dalszego zgłębiania” sprawy.

„Dziewczynka była u mnie od 10 sierpnia 1944. Sąsiedzi i znajomi rzucali uwagi, że musi być Żydówką, bo ma semicki wygląd, ale zawsze udawało mi się zamknąć im usta przedstawiając Alicję jako moją krewną osieroconą przez rodziców, którzy zginęli podczas wojny.”34

Niektórym ratującym nie udawało się przekonać sąsiadów, że żydowskie dziecko nie jest żydowskie. Zalewani nieprzerwaną falą pytań nie mieli w takich sytuacjach wyboru. Razem z dzieckiem musieli się przeprowadzać w inną okolicę, gdzie nikt ich nie znał. albo zmuszeni byli w trybie nagłym umieścić dziecko u innych osób – zdolnych do współczucia krewnych, sąsiadów lub przyjaciół. Przenoszenie się pod przymusem i w pośpiechu jest jednym z najczęściej spotykanych tematów relacji zarówno dzieci żydowskich jak ich bezinteresownych opiekunów.

Na przykład, Genia Furmańska wspomina jakim nagłym i nieprzyjemnym zakłóceniem spokojnego życia jakie wiodły z siostrą po aryjskiej stronie była wiadomość, że one i ich opiekunka zostały zadenuncjowane przez sąsiada, a potem jeszcze raz przez inną osobę.

„Mieszkałyśmy od kilku miesięcy na wsi u pewnej Polki. Ale za sprawą jednej sąsiadki, która dowiedziała się, że jesteśmy Żydówkami, musiałyśmy wrócić do Warszawy. Potem, pani Czerwińska, która opiekowała się naszą mamą i nami pojechała z nami do swojej rodziny w Brwinowie. Udawałyśmy tam Polki, a nasza mama mieszkała we wsi Hoszczówka u innych krewnych pani Czerwińskiej. Ponieważ ktoś nas wydał, pani Czerwińska w pośpiechu spakowała wszystkie nasze rzeczy i znów wróciłyśmy do Warszawy.”35

W relacji z sierpnia 1945, Władysława Pałka, Polka pochodząca ze środowiska robotniczego bezinteresowna opiekunka Łazarza Krakowskiego, opisuje ich najbardziej przerażające chwile związane z ukrywaniem chłopca. Szantażowano ją i dlatego była zmuszona 10 listopada 1944 opuścić swój dom w Będzinie, a chłopca wysłać do swego wuja na wieś do Bonowic.36

Adela Domanus, ukrywała żydowskie dziecko, Inkę Shapiro. Dziewczynka „mieszkała u niej na powierzchni” uchodząc za katoliczkę, jej polską krewną. Opiekunka prowadziła dziennik, w którym opisywała zachowanie najbliższego otoczenia. Sąsiadka Adeli wciąż wypytywała ją o Inkę, a inne gosposie pracujące w sąsiedztwie wypytywały stale gosposię Adeli o pochodzenie Inki.37

Niektórzy bezinteresownie ratujący opisują również ze szczegółami ile wysiłku ich kosztowało i ile pertraktacji musieli przeprowadzić, żeby uzyskać zgodę i akceptację członków własnych rodzin na przechowanie we własnych domach żydowskich dzieci. Z przyczyn psychologicznych, nie każdy członek tej samej rodziny był tak samo gotowy zmierzyć się z niebezpieczeństwem związanym z ukrywaniem Żydów i radzić sobie z codziennym strachem przed odkryciem lub wydaniem przez sąsiadów. Na przykład, Stanisław Greń, pracownik poczty z Pruszkowa, opowiada, że jego duża rodzina mieszkająca pod jednym dachem, z początku nie była przygotowana na ukrywanie w domu rodzinnym w Pruszkowie Rojzy Rozenblitt z sześcioletnią córką. Greń natknął się na zrozpaczoną Żydówkę z dzieckiem pewnego jesiennego dnia 1942, roznosząc w Warszawie codzienną pocztę. Bez chwili namysłu, kierowany odruchem serca, uległ błaganiu matki i zgodził się jej pomóc. Jeszcze tego samego dnia przywiózł kobietę i dziecko do rodzinnego domu w Pruszkowie. Kiedy się tam zjawili musiał pacyfikować niechętne nastroje rodziny i pokonywać ich strach o życie.

„Mieszkaliśmy całą dużą rodziną we wspólnym domu. Moja żona, cztery córki, moja matka, zamężna siostra z dwójką dzieci i mój brat z żoną i dwójką dzieci. Nikt w rodzinie nie miał zamiaru zgodzić się na Żydów pod naszym dachem i nieźle musiałem się natrudzić, żeby ich przekonać, że musimy pomóc tej kobiecie. W końcu moja matka zgodziła się, żeby pani Rozenblitt i jej córka zamieszkały w jej mieszkaniu na ostatnim piętrze.”38

Wzajemna zależność dziecka i oddanego opiekuna

Często relacje między starszymi, „żyjącymi na powierzchni” dziećmi z ich bezinteresownymi opiekunami cechowała wzajemna zależność.39 Niektóre dzieci były bardzo świadome tej zależności. Dlatego zachowywały się tak, żeby ich żydowska tożsamość nie została odkryta. Zdawały sobie sprawę, że jej ujawnienie będzie miało groźne konsekwencje nie tylko dla nich samych – bo stracą bezpieczną kryjówkę, a może nawet życie – ale również dla ich opiekunów. Pragnęły, żeby opiekunowie mieli pewność, że nie sprawią im zawodu rzetelnie odgrywając swoją rolę, innymi słowy, że będą solidnymi członkami zespołu roboczego wspólnie realizującego zadanie. Na przykład Anna Mekler, urodzona w 1932, w złożonej relacji ujawniła, że ukryła przed swoją opiekunką Józią (Józefą) – dawną służącą w jej rodzinie – fakt, że została rozpoznana jako Żydówka, kiedy pojechały po zakupy na targ w Krakowie. Anna nie chciała, żeby Józia dowiedziała się o tym wydarzeniu. Anna nazwała je wypadkiem.

„Przyjechałyśmy do Krakowa bez żadnych kłopotów. Przypominam sobie jedno wydarzenie z naszego pobytu w Krakowie. Jedna ze straganiarek poznała, że jestem Żydówką i powiedziała: Lepiej ci było w getcie. Nie pisnęłam Józi ani słowem o tym zdarzeniu, bo się bałam, że się zdenerwuje i przestraszy.”40

Inne dzieci w bolesny sposób dowiadywały się, że omyłkowe ujawnienie ich tożsamości może je drogo kosztować. Na przykład, Krystyna Lewiarz, urodzona w październiku 1932 w warszawskiej rodzinie z wyższej klasy średniej, mówi o cierpieniach na jakie się naraziła, kiedy wskutek własnej naiwności ujawniła tożsamość nieznajomemu. Po przerzuceniu jej z warszawskiego getta, Krystyna początkowo została ukryta u anonimowych przyjaciół rodziców w piwnicy kamienicy, w której mieszkali jej opiekunowie. Bardzo o nią dbali i często tam do niej zachodzili. Wizyty te jednak zwróciły uwagę sąsiadów, którzy nie zgadzali się, żeby w piwnicy ich kamienicy ukrywało się żydowskie dziecko. Dlatego opiekunowie Krystyny musieli ją przenieść do innej kryjówki. Zabrali ją do krewnych, starszych ludzi, którzy mieszkali w odległej wsi Cząsło w okolicy Łowicza. Mieszkała tam „na powierzchni” jako dziecko z polskiej katolickiej rodziny. Ale któregoś dnia przyznała się, że jest Żydówką miłemu nieznajomemu, który poczęstował ją słodyczami. Spotkała go bawiąc się na skraju wsi. W niedatowanej, sporządzonej tuż po wojnie relacji, Krystyna wspomina, że starsi ludzie u których mieszkała byli zmartwieni i przerażeni, kiedy poznali szczegóły jej spotkania z nieznajomym. Zdecydowali, że na jakiś czas, dopóki nie będą pewni, że to spotkanie nie sprowadzi na nich złych konsekwencji, musi opuścić ich dom. Z tego powodu musiała przez miesiąc tułać się po okolicznych polach i lasach, aż jej opiekunowie upewnili się, że niebezpieczeństwo minęło. Dopiero wtedy pozwolili jej wrócić do domu.41

Dzieci drogo kosztowało nie tylko ujawnienie prawdziwej tożsamości, ale również chwilowa utrata pewności siebie w roli katolika i popełnienie najmniejszego faux pas, które mogło zdradzić prawdziwą tożsamość. Wystarczyło, że dziecko się zawahało wymawiając przybrane polskie nazwisko lub świeżo przyswojoną datę i miejsce urodzenia. Tego rodzaju potknięcia stawały się szczególnie groźne, kiedy dziecko traciło pewność indagowane przez pewną, szczególną kategorię ciekawskich nieznajomych – takich, którzy podejrzewali, że dziecko jest Żydem i nie życzyli mu dobrze.

Na przykład, Rachela Reinstein urodzona 19 marca w 1934 roku w Mielniku, opowiada, że kiedy się ukrywała została dwukrotnie ciężko pobita przez osobników, którzy chcieli ją zmusić do przyznania, że jest Żydówką. Drugie wydarzenie miało miejsce, kiedy naciskana przez ukraińską chłopkę, podejrzewającą Rachelę o fałszywą tożsamość, zawahała się wymawiając swoje imię. Kobieta, dla sprawdzenia podejrzeń wezwała ukraińską policję. Opiekunka dziewczynki i sama Rachela zaprzeczały jakoby była Żydówką, konsekwentnie upierając się, że są matką i córką. Mimo to dziecko zostało dotkliwie pobite. Dopiero sołtys, wezwany na pomoc przez ukraińską opiekunkę, uwolnił Rachelę z opałów. Następnego dnia, biologiczna matka Racheli, która ukrywała się w okolicy, zabrała córkę i odtąd razem ukrywały się w różnych leśnych kryjówkach. Oto jak w swojej wczesno powojennej biografii Rachela opowiada o tym drastycznym wydarzeniu, przez które straciła wygodne schronienie i troskliwą opiekunkę.

„Moja matka i moja gospodyni, która wiedziała, że jestem Żydówką, zawsze mi przykazywały, żebym przed nikim nie ujawniała kim naprawdę jestem. Gospodyni powiedziała swoim znajomym, że jestem Ukrainką. Mówiłam płynnie po ukraińsku i nikt nie podejrzewał, że jestem Żydówką. Ale pewnego dnia jakaś chłopka zapytała kim ja właściwie jestem. Jej pytanie wprawiło mnie w dziwne zakłopotanie i nie od razu jej odpowiedziałam. Ta kobieta wezwała policję ukraińską i oni natychmiast się zjawili. Siedziałam wtedy na piecu z córką (innej) chłopki. Ukraińscy policjanci zaczęli mnie okropnie bić pytając o moich rodziców. Bili mnie, a moja gospodyni upierała się, że jestem jej córką i broniła mnie, ale oni nie przestawali mnie bić i pytać o rodziców i gdzie się ukrywają. Wiedziałam, że jeśli im to powiem, zabiją mnie, a potem zabiją wszystkich Żydów w kryjówce. Rzucili mnie na podłogę. Potem wyciągnęli mnie na podwórze i dalej mnie bili. Do tego strzelali w powietrze. Krew się ze mnie lała, miałam rozkrwawione wargi i nie mogłam już mówić, ale nie przestawałam pokazywać na swoich opiekunów, że są moimi rodzicami. Moja opiekunka wezwała sołtysa, który kazał im zostawić mnie w spokoju.”42

Niektóre dzieci były także zdolne rozpoznać niepewną i delikatną sytuację swoich opiekunów w ich własnym środowisku. W lot pojmowali różne ich lęki i trudności, z którymi musieli sobie radzić. Na przykład Jankiel Cieszyński był w pełni świadomy jakie ryzyko podjęła Polka, która nie zrezygnowała z opieki nad nim pomimo krążących plotek, że jest obrończynią Żydów.

„Mieszkałem również w fabryce z pewną kobietą, która przynosiła mi jedzenie. Kiedy zaczęto gadać, że ukrywa Żyda, znalazła się w kłopotliwej sytuacji i wobec tego opuściłem moją kryjówkę. Ale ona nadal przynosiła mi wodę na kolej, myła mnie i czesała.”43

W relacji z 20 czerwca 1947, Sonia Hersteil, urodzona w czerwcu 1929, porusza problem rozpowszechnionego wśród Polaków strachu przed ukrywaniem Żydów, ale nie podaje zróżnicowanych przyczyn tego strachu. „Ludzie byli załamani i próbowali znaleźć schronienie wśród Polaków, ale Polacy bali się ich ukrywać, bo sami byli w niebezpieczeństwie.”44

Rola nieoczekiwanych pomocników

Osoby, które można nazwać nieoczekiwanymi pomocnikami lub „nieoczekiwanymi obrońcami” żydowskich dzieci i ich bezinteresownych opiekunów, stanowią następną wyraźną grupę w polskiej społeczności katolickiej. Były to osoby zarówno obce, jak i znajomi, którzy śpieszyli z pomocą, kiedy pomoc była pilnie potrzebna. Ich rola była kluczowa, zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia życia. Pojawiali się w najbardziej dramatycznych chwilach, kiedy dziecko odgrywało wyuczoną rolę wobec nieżyczliwych im osób. Zdarzało się, że dziecku nie udawało się zdać egzaminu na Polaka-katolika, a było wypytywane o pochodzenie i tożsamość przez ludzi, z wyraźnym z zamiarem zaszkodzenia mu. Nieoczekiwani obrońcy wytrwale wspierali dziecko w odgrywanej przez nie roli, negując wszelkie podejrzane spostrzeżenia związane z jego zachowaniem. Zarówno dzieci, jak i niektórzy ich nieoczekiwani obrońcy opowiadają o takich sytuacjach, w których ta pomoc była wprost równoznaczna z uratowaniem życia. Na przykład, Jankiel Cieszyński wspomina dwóch nieoczekiwanych obrońców, którym zawdzięcza życie.

„Niemiec złapał mnie na stacji kolejowej. Wsadził mnie do aresztu. Na szczęście miałem dwóch polskich znajomych, którzy za mnie poręczyli, że nie jestem Żydem i dzięki nim zostałem zwolniony.”45

Jan Schoeneich opowiada, że kiedy jego siostra „szmuglowała” z Legionowa do swojego domu w Warszawie Żydówkę z dzieckiem pomógł jej kolejarz, który przypadkowo jechał pociągiem w tym samym wagonie. Chociaż był zupełnie obcy, wybawił je z groźnej dla życia sytuacji, uciszając dwie Polki, które miały zamiar je zadenuncjować.

„Gdyby nie interwencja jadącego z nami kolejarza, który naskoczył na te dwie megiery, z pewnością dałyby wyraz „swoim szlachetnym intencjom” i zadenuncjowałyby Żydówkę i jej dziecko.”46

W niedatowanych, dziesięciostronicowych wspomnieniach, Leon Bukowiński, wykształcony mężczyzna z klasy średniej zaangażowany w działalność konspiracyjną w okupowanej Warszawie opowiada, że zdarzyło mu się uratować życie małemu chłopcu, bo wtrącił się i wpłynął na decyzję granatowego policjanta, kiedy ten przepytywał dziecko.47

Położyłem kres wielu szantażom, często stosując w rozmowie argumenty natury moralnej. Któregoś popołudnia byłem w komisariacie nr 10 przy ulicy Szpitalnej. Chciałem skorzystać z telefonu i wszedłem do biura policjanta dyżurnego, pana Kowalewskiego. Zobaczyłem tam chłopca, mniej więcej dziesięcioletniego, którego doprowadzono na komisariat, bo żebrał na ulicy. Policjant podejrzewał, że chłopiec jest Żydem i zaczął go drobiazgowo przesłuchiwać. Zauważyłem, że chłopiec gra jak aktor, przy czym stawką było jego życie. Pomyślnie wyklepał wszystkie podstawowe modlitwy katolickie i poprawnie się przeżegnał. Do tego, sam z siebie zaśpiewał jakąś patriotyczną pieśń. Jednak zapytany skąd pochodzi, podał nazwę miejscowości Śmiechowice, wymawiając ją z wyraźnym żydowskim akcentem. Sytuacja mogłaby się wydawać bardzo zabawna, gdyby w istocie nie była dla chłopca tragiczna. Odpowiedź spowodowała wybuch śmiechu obecnych w pokoju, więc wtrąciłem się mówiąc, że nie widzę w tym nic śmiesznego. Jednocześnie zauważyłem, że chłopiec jest przerażony, bo zrozumiał, że nie zdał egzaminu. Powiedziałem policjantom, żeby się zastanowili, czy by się im podobało, gdyby ktoś podobnie potraktował ich dzieci i że krzywda zadana przez ojców może w przyszłości odbić się na ich dzieciach, ponieważ uczynione zło będzie odpłacone. Skutek moich słów był nieoczekiwany i zaskakujący. Cała dwunastka policjantów orzekła jednogłośnie, że chłopiec nie jest Żydem, poczym dyżurny go zwolnił.48

Nieoczekiwani obrońcy pomagali także zmienić miejsce pobytu, co stawało się koniecznością w przypadku wzbudzenia podejrzeń w dotychczasowym miejscu zamieszkania. Pomagali dzieciom uciec nie tylko przed Niemcami, ale również przed innymi Polakami, w tym także przed opiekunami, którzy źle je traktowali. W pewnych przypadkach, ci nieoczekiwani obrońcy stawali się, na dłuższy lub krótszy czas, bezinteresownie ratującymi. Relacja żydowskiej dziewczynki Marii Mławskiej jest przykładem tego ostatniego przypadku i zarazem opisuje przeobrażenie się nieoczekiwanej obrończyni w bezinteresownie ratującą. Pani Maraskowa, przedwojenna znajoma rodziców Marii pewnego dnia odwiedziła Marię i jej brata w mieszkaniu Kwiatkowskiej, gdzie ukryte były dzieci. Była oburzona, że Kwiatkowska nie zajmuje się dziećmi, że są zaniedbane fizycznie i umysłowo. Dlatego postanowiła zabrać je od Kwiatkowskiej. Maraskowa znalazła rodzeństwu znacznie lepsze schronienie. Brata Marii umieściła z jego matką, która również ukrywała się po aryjskiej stronie, a Marię zawiozła do swojej znajomej mieszkającej na wsi niedaleko Warszawy.

„Nasze męki [u Kwiatkowskiej] trwały prawie rok. Pewnego dnia odwiedziła nas nasza znajoma, pani Maraskowa. Kiedy zobaczyła w jakich jesteśmy warunkach, poszła do naszych rodziców i wszystko im powiedziała. Wróciła kilka dni później, zapłaciła tyle ile pani Kwiatkowska żądała i mogliśmy stamtąd pójść. Pani Kwiatkowska nie pozwoliła pani Maraskowej zabrać żadnych naszych rzeczy, argumentując, że zniszczyliśmy jej mieszkanie, meble i inne przedmioty. Więc przenieśliśmy się do pani Maraskowej bez pościeli i ubrań. Spędziłam z bratem kilka dni u pani Maraskowej. A potem zabrała brata do mamy, która już była po aryjskiej stronie, a mnie do swojej znajomej na wsi. Było mi tam całkiem dobrze.”49

Inną grupę nieoczekiwanych obrońców stanowiły osoby, które dawały dzieciom pieniądze, jedzenie i często rady ratujące życie. Na przykład, Józef Himelblau, sprytny, samodzielny chłopak urodzony w 1929 w Warszawie, wspomina jak w chwili rozpaczy znajoma polska rodzina zaopatrzyła go w pewną sumę pieniędzy, dzięki czemu mógł zostać niezależnym ulicznym papierosiarzem – było to popularne zajęciem wśród młodzieży robotniczej w okupacyjnej Warszawie. Mógł w ten sposób zarobić trochę pieniędzy na nowe ubranie, buty i jedzenie. Czysto ubrany i odżywiony wyglądał jak każdy inny polski chłopak, którego nikt nie podejrzewał, że jest Żydem. Niedługo potem dołączył do grupy innych chłopców, również papierosiarzy i w ten sposób przeżył wojnę.

„Z początku byłem zupełnie sam. Przypomniałem sobie, o naszych polskich znajomych, Trewińskich, którzy mieszkali na ulicy Żelaznej. Więc do nich poszedłem. Bali się wpuścić mnie do mieszkania. Ale dali mi kilkaset złotych. Za te pieniądze kupiłem papierosy od ulicznych handlarzy i sam zacząłem sprzedawać.50

Inni świadkowie podawania się przez dzieci żydowskie za etnicznych Polaków

Trzecia kategoria świadków stanowiących widownię granego przez żydowskie dzieci przedstawienia o życie wydaje się stanowić największą grupę w obrębie polskiej społeczności. W tej grupie zestaw postaw i reakcji wobec żydowskich dzieci (a również dorosłych Żydów) mieszkających po aryjskiej stronie był najbardziej zróżnicowany. Niewielka część tej widowni wydaje się składać z całkowicie obojętnych obserwatorów, którzy w żaden sposób nie byli zainteresowani tą dziecięcą grą o życie. Historycy nie dysponują konkretnymi danymi pozwalającymi zanalizować tę podgrupę i trudno jest wnosić jaka była jej liczebność oraz jakie były potencjalne zmiany postaw jej członków wobec Żydów. Z wyjątkiem kilku wypadków, relacje naocznych świadków rzadko odnoszą się do takich osób.

Na przykład, relacja z 26 listopada 1962 złożona przez Alfreda Zmrotha, który uratował żydowskie dziecko, rzuca światło na nastroje panujące wśród indyferentnych widzów, świadków brutalnych morderstw popełnianych przez Niemców na dorosłych Żydach i Polakach. Takie zdarzenie miało miejsce w 1942 we wsi, w której mieszkał Zmroth – gestapowcy zastrzelili na miejscu Żydówkę i jej polskiego męża, który był popularnym miejscowym fryzjerem i nie chciał porzucić żony podczas likwidacji getta. Alfred Zmroth następująco opisuje reakcje miejscowych gapiów, świadków egzekucji: „To wydarzenie spowodowało, że miejscowa ludność poczuła przypływ współczucia dla Żydów.”51

Wiele cytowanych już w tym artykule relacji dzieci i ratujących ich bezinteresownie opiekunów wielokrotnie wspomina inną podgrupę w obrębie trzeciej kategorii – tych, którzy byli wrogo nastawieni do obecności żydowskich dzieci w swoim najbliższym otoczeniu. Mówią one o złych doświadczeniach i można z nich wnosić, że liczba ludzi, którzy chcieli skrzywdzić dzieci, była znaczna. Byli to osobnicy, którzy tropiąc żydowskie cechy, starannie przyglądali się każdemu nowo pojawiającemu się w ich okolicy dziecku. Zdawali się inwestować w te poszukiwania dużo czasu i energii. Raz dokonawszy odkrycia, że dziecko schowane w kryjówce, albo podawane za Polaka jest Żydem, stawiali sobie za cel pozbycie się go. Ta kategoria osób specjalizowała się w podważaniu autentyczności odgrywanej przez dziecko roli Polaka i katolika z wielu bardzo różnych powodów. Mogła nimi powodować ciekawość zabarwiona niepokojem o własne życie, zazdrość i niechęć do poszczególnych członków własnej społeczności, a także bogata mozaika uprzedzeń i nienawiści do Żydów.

Wiele dzieci miało okazję na własnej skórze przekonać się o istnieniu takich ludzi. Na przykład Aleksander (Oleś) Jacobson podejrzewał, że jego ciotka, która dzięki dobremu wyglądowi uchodziła za Polkę, musiała się wyprowadzić z wynajętego mieszkania, bo właściciel i sąsiad podsłuchiwali jego rozmowy z ciotką:

„Ciocia znalazła mieszkanie w Łominie i tam się urządziła. Ojciec został w lesie; nie miał fałszywych dokumentów i… nie miał dobrego wyglądu. Ale ciocia wzięła mnie do nowego mieszkania. Może przez moje z nią rozmowy poznali, że jesteśmy Żydami i wyrzucili nas.”52

Działania podejmowane przez jednostki zaliczane do tej podgrupy, niewątpliwie zagrażały żydowskim uciekinierom; często czyniły ich bezdomnymi i przez to szczególnie bezbronnymi. W obrębie tej podgrupy zamiary wobec żydowskich dzieci i ich bezinteresownie ratujących je opiekunów były bardzo różne: w pewnych wypadkach żydowskie dziecko po prostu wyrzucano; w innych wielokrotnie wyłudzano pieniądze za milczenie ponawiając groźby doniesienia Niemcom lub granatowej policji. Chociaż, osoby należące do tej grupy w następstwie swoich gróźb niekoniecznie posuwały się do denuncjacji.

Felicja Bolak w niedatowanej relacji opowiada, że pewien nieznajomy odkrywszy, że jeden z mieszkających z nią i jej mężem chłopców jest Żydem groził, że doniesie o tym Niemcom. Małżeństwu udało się zabezpieczyć siebie i Szurka, żydowskie dziecko, przed jego podłością. Wobec powtarzających się gróźb szybko załatwili fałszywą metrykę na nazwisko własnego syna, a następnie przenieśli Szurka do znajomych na wieś.53

Stanisława Bussold wspomina jak z powodu gróźb sąsiadów musiała z maleńkim niemowlęciem w pośpiechu opuścić mieszkanie w Warszawie.54 Bussold, pseudonim okupacyjny „Adela,” była bliską współpracownicą najsłynniejszej polskiej bezinteresownie ratującej dzieci żydowskie opiekunki, Ireny Sendlerowej o pseudonimie okupacyjnym „Jolanta.” Obie pracowały dla Rady Pomocy Żydom Żegota.55 Dwumiesięczna Elżbieta, córka państwa Kopel, którą opiekowała się Stanisława, to dzisiaj Elżbieta Ficowska, była prezeska Stowarzyszenia Dzieci Holokaustu w Polsce.56

„Wzięłam dziewczynkę i przez jakiś czas zostałam z nią w Warszawie. Potem, ponieważ sąsiedzi prześladowali mnie grożąc, że mnie zadenuncjują Niemcom, musiałam wyjechać z Warszawy. Pod pretekstem, że dziecko cierpi na koklusz i konieczna jest zmiana klimatu przeniosłyśmy się do Michalina, gdzie mieszkam do dzisiaj.”57

Na ostatnią podgrupę trzeciej kategorii polskiej widowni składali się wrodzy osobnicy, którzy usiłowali zaszkodzić dzieciom i ich bezinteresownym opiekunom utrudniając im podawanie się za Polaków i publicznie ich piętnując. Wydaje się, że była to grupa nie tak wielka jak poprzednia, ale za to bardzo aktywna, dobrze zorganizowana i najbardziej niebezpieczna. Tych ludzi powszechnie nazywano szmalcownikami i donosicielami. Działali w zorganizowanych grupach lub indywidualnie, zarówno w miastach jak i na wsiach.58 Z reguły czerpali ze swego procederu podwójny zysk. Wyłudzali pieniądze od swoich żydowskich ofiar oraz od ich bezinteresownych opiekunów. Również niemieccy urzędnicy, za schwytanie żydowskich uciekinierów wypłacali im nagrody w postaci poszukiwanych towarów.59 Tę działalność często odnotowują w relacjach naoczni świadkowie – dzieci i ich opiekunowie.

Dokładny przegląd relacji dzieci i bezinteresownie ratujących je opiekunów pozwala rozróżnić poziomy szkodliwości dwóch ostatnich podgrup polskiej widowni. Zamiarem osób pierwszej z nich było nastraszenie, grożenie i pozbycie się dzieci i bezinteresownie ratujących je opiekunów ze swego otoczenia. Jednak w niektórych skrajnych przypadkach, różnice między tymi dwiema grupami w sferze intencji podejmowanych działań i realizacji tych działań zacierały się i były płynne.60

Przypuszczalnie najbardziej dramatyczną ilustracją tej wątłej granicy dzielącej niechęć do ukrywania żydowskich dzieci w swoim otoczeniu od chęci ich zgładzenia jest relacja byłej służącej, Karoliny Sapetowej. Sapetowa, urodzona w 1897 w prostej chłopskiej rodzinie w niewielkiej wsi Witanowice, niedaleko Krakowa, była opiekunką bezinteresownie ratującą życie dwójki żydowskich dzieci, Sali i Salomona Hochheiserów. Sala Hochheiser urodziła się w styczniu 1932 a Samuel Hochheiser w maju 1933. Sapetowa opiekowała się nimi od chwili ich urodzenia. Była ich nianią również po wybuchu wojny do czasu zamknięcia krakowskiego getta, w którym znalazła się rodzina Hochheiserów. Sapetowa uratowała oboje dzieci z krakowskiego getta podczas jego likwidacji w połowie marca 1943.61

W relacji z 1945 Sapetowa stwierdza, że w jej rodzinnej wsi Witanowice, gdzie ukrywała dwoje dzieci sąsiedzi zaczęli grozić, że doniosą Niemcom, jeśli się ich nie pozbędzie. Sapetowej udało się na jakiś czas uspokoić sąsiadów różnymi prezentami i niewielkimi sumami pieniędzy. Kiedy jednak Niemcy zaczęli intensywniej przeszukiwać okolicę, wieśniacy zażądali, żeby Sapetowa zabiła dzieci. Sapetową przeraziło i zaszokowało ich żądanie. Wiedziała jednak, że będzie musiała coś zrobić, żeby zarazem uspokoić i oszukać sąsiadów. Wobec tego udała, że utopiła dzieci w pobliskiej rzece.

A tak opowiedziała o tym zdarzeniu:

„Gestapo znów szukało [Żydów] i znów zaczęły się pretensje. Któregoś dnia chłopi postanowili, że dzieci „muszą zniknąć z tego świata.” Obmyślili, żeby zabrać dzieci do stodoły, a kiedy zasną zabić je siekierą. Chodziłam [potem] jak oszalała, a mój stary ojciec był bezsilny. Nie wiedzieliśmy co zrobić. .. Nagle przyszło mi do głowy rozwiązanie. Położyłam dzieci na wozie i wszystkim we wsi powiedziałam, że je wywożę, żeby je utopić. Każdy mógł zobaczyć jak jechałam przez wieś. Uwierzyli mi. Kiedy zrobiło się ciemno, wróciłam z dziećmi do domu i ukryłam je u sąsiadki na strychu.62

Potem, zimą [1944], kiedy wyczerpały się pieniądze na opłacanie sąsiadki, Sapetowa w tajemnicy przeniosła dzieci z powrotem do swojego gospodarstwa. Ukryła je w chlewie, gdzie pozostały aż we wsi zjawiła się Armia Czerwona. Po wojnie została jedyną prawną opiekunką dzieci. Róża Bauminger, która przeprowadzała z Sapetową wywiad w 1945, odnotowała jej bezgraniczne oddanie osieroconym dzieciom i troskę o ich przyszłość. W notatce dołączonej do relacji Sapetowej, Bauminger stwierdza, że Sapetowa jest wdową, ale nie chce ponownie wyjść za mąż za Polaka, bo jest przekonana, że źle traktowałby żydowskie dzieci.63 Notatka informuje również, że Sapetowa pragnie wyjechać z dziećmi do Palestyny, jeśli to będzie z korzyścią dla nich. Dowodzi to, jak głęboko, jeszcze po wojnie, Sapetowa wciąż przeżywała to, czego doświadczyła we własnym środowisku w czasie wojny. I rzeczywiście, wyjechała z dziećmi z Polski i zamieszkała z Salomeą Hochheiser w Danii, a później opiekowała się jej dziećmi.64 7 maja 1995 Instytut Yad Vashem nagrodził Sapetową Medalem Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata.65

Wnioski

W niniejszym artykule wykazałam, że krytyczna analiza relacji naocznych świadków pomaga historykowi zrekonstruować bogatą mozaikę interakcji społecznych jakie zachodziły między dziećmi i różnymi członkami polskiego społeczeństwa oraz rzuca światło na działalność ludzi ratujących Żydów. Relacje świadków umożliwiają nam badanie stosunków polsko-żydowskich podczas Holocaustu na podstawowym poziomie i oglądanie ich z oddolnej perspektywy, a nie, jak w tradycyjnie stosowanym modelu badań historycznych, na poziomie makro i z punktu widzenia elit. Odwołując się do relacji naocznych świadków historyk ma możliwość odtworzenia mapy stosunków społecznych między zwyczajnymi polskimi Żydami i zwyczajnymi Polakami podczas wojny oraz ich pamięć o tych stosunkach.

Relacje pokazują w nowym wymiarze dobrze znane problemy zdrady, wrogości i obojętności z jednej strony, oraz poświecenia, oddania i współczującej troski z drugiej. Pokazują, że czasami, te pozornie przeciwstawne zachowania mogły się krzyżować. Włączenie obrazu stosunków polsko-żydowskich, który wyłania się z tych świadectw w obszerniejszą narrację historyczną pogłębia naszą wiedzę o okresie drugiej wojny światowej. Wprowadza weń głos jednostki, o którym Saul Friedländer wymownie powiedział, że „jest istotą historycznego wizerunku masowej eksterminacji i innych następstw masowych cierpień.”66

Przekład konsultowany z Autorką – Paula Sawicka

Dziękujemy Autorce za zgodę na publikację tekstu

1 Zob. np. Yehuda Bauer „Buczacz and Krzemieniec: The Story of Two Towns During the Holocaust.” Yad Vashem Studies, Vol. 33. 2005. 245-306; Andrzej Żbikowski red. Polacy I Żydzi pod okupacją niemiecką 1939-1945. Studia i materiały. Warszawa IN. 2006; Dariusz Libionka red. Akcja Reinhardt. Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie. Warszawa. IPN. 2004; Barbara Engelking, Jacek Leociak i Dariusz Libionka red. Prowinacja noc. Życie i zagłada w dystrykcie warszawskim. Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN. 2007 dalej Engelking, Leociak and Libionka red. Prowincja noc. Życie i zagłada w dystrykcie warszawskim; oraz wybrane artykuły w pierwszych trzech tomach czasopisma Zagłada Żydów. Studia i materiały, opublikowane między 2005 i 2007. O wojnie i relacjach polsko-żydowskich w pamięci mieszkających dziś w Polsce osób ocalałych z Holokaustu zob. Małgorzata Melchior, Zagłada i Tożsamość: Polscy Żydzi ocalenie na „aryjskich papierach”. Analiza doświadczenia biograficznego. Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN, 2004

2 W oryginale angielskim “dedicated rescuer” – w dalszym ciągu także: ratujący z oddaniem, ratujący z poświęceniem, oddany, bezinteresowny opiekun (przyp. tłum.)

3 Nechama Tec, When Light Pierced the Darkness. Christian Rescue of Jews in Nazi-Occupied Poland, Oxford, Oxford University Press, 1986; dalej Tec, When Light Pierced the Darkness. Książka powstała na podstawie 158 wywiadów z Polakami ratującymi Żydów oraz 308 wywiadów z ocalonymi dzięki pomocy 565 Polaków. Zobacz także, tej samej autorki: In the Lion’s Den: the Life of Oswald Rufeisen, New York, Oxford, Oxford University Pres, 1990.

4 W oryginale angielskim “performance” – dalej także: gra, przedstawianie, odgrywanie przez dziecko roli, żeby uchodzić za Polaka (przyp. tłum.)

5 W oryginale angielskim “team work” – dalej także: zespół zadaniowy (przyp. tłum.)

6 W oryginale angielskim “audience” – chodzi o najbliższe otoczenie, w którym dziecko gra swoją rolę; zatem dalej także: otoczenie, widzowie, gapie, świadkowie (przyp. tłum.)

7 Zobacz Erving Goffman, The Presentation of Self In Everyday Life, (revised version) Londyn, New York, Anchor books, 1959; dalej Goffman, The Presentation of Self in Everyday Life.

8 Polacy zgłaszający się do różnych oddziałów Żydowskiej Komisji Historycznej podkreślali, że odpowiadają na ogłoszenia zamieszczane w tych pismach. O problematyce żydowskiej we wczesno powojennej polskiej prasie, zobacz na przykład, Dariusz Libionka, „Antysemityzm i Zagłada na łamach prasy w Polsce w latach 1945-1946, Polska 1944/45-1989. Studia i materiały, Warszawa, 1997, 151-190; oraz Joanna B. Michlic, „The Holocaust and Its Aftermath as Perceived in Poland: Voices of Polish Intellectuals, 1945-1947,” w: David Bankier wyd. The Return of Jews to Europe, 1945-49, Jerusalem: Yad Vashem, 2005, 206-230.

9 O poszukiwaniach żydowskich dzieci przez organizacje żydowskie pisała Emuna Nachmany-Gafny, zobacz jej Levavot hatzuyim: hotsaot yeladim yehudim mebatei notserim bepolin le’a har hasho’ah Jerusalem, Yad Vashem, 2005

10 Na przykład, szczególnym przejawem traktowania dzieci jako zbiorowości dzięki której możliwe jest dalsze trwanie żydostwa francuskiego – tych, którzy przeżyli, jak i pamięci o tych, którzy zginęli – jest 53-minutowy film We Live Again, Produkcja: Central Committee for Child Welfare of the Union of Jews for Resistance and Mutual Aid, 1946.

11 Nechama Tec, w swojej pracy When Light Pierced the Darkness, używa pojęcia „oddzielenia przyjaciela od wroga” (40-51), które od niej zapożyczyłam.

12 Rozporządzenia przewidujące karę śmierci dla Żydów za opuszczanie getta i przebywanie po aryjskiej stronie oraz dla Polaków za udzielanie im pomocy, były często ogłaszane w latach 1941, 1942, 1943 przez władze niemieckie różnego szczebla: Hans Frank, Gubernator Generalnej Guberni; Fisher, Gubernator Warszawy oraz gubernatorzy innych dystryktów GG; a także lokalni dowódcy SS i policji. Jako pierwszy dla całej GG takie rozporządzenie wydał Frank 29 kwietnia 1941 i 15 października 1941. Niemieckie rozporządzenia przeciwko Żydom w okupowanej Polsce były szeroko omawiane i dokumentowane. Na ten temat, zobacz, na przykład, Izrael Gutman, Encyklopedia of the Holocaust, New York and London, 1990; Sakowska, Ludzie z dzielnicy zamkniętej; i Tomasz Szarota, W okupowanej Warszawie dzień powszedni, Warszawa, PWN, 1978. Zobacz także zbiór dokumentów archiwalnych publikowanych w językach angielskim, niemieckim i polskim, Andrzej Kunert, wyd. Polacy-Żydzi 1939-1945, Oficyna Wydawnicza Rytm, 2006

13 Historyk izraelski Nachum Bogner, zarazem dziecko uratowane z Holokaustu w Polsce, napisał pionierską pracę o doświadczeniach społecznych żydowskich dzieci po aryjskiej stronie w okupowanej przez Niemców Polsce. Są to historie dzieci ukrywanych w zakonach i klasztorach oraz dzieci ukrywane przez pojedyncze rodziny. Zobacz: Nachum Bogner, Behasidei zarim: hatsalat yeladim bezehut she ‘ulah bepolin, Jerusalem, Yad Vashem, 2000

14 Dokładny opis zinstytucjonalizowanej i indywidualnej działalności na rzecz ratowania Żydów w Polsce, zarysowuje Izrael Gutman, zobacz jego, Wprowadzenie do The Encyclopedia of the Righteous Among the Nations: Rescuers of Jews during the Holocaust Poland, Jerusalem, Yad Vashem, 2004, 1-59; dalej Gutman, Wprowadzenie do The Encyklopedia of the Righteous Among Nations. Różne przykłady indywidualnych działań na rzecz ratowania Żydów, opisuje także Michał Grynberg, zobaczjego Księga Sprawiedliwych, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe, PWN, 1993; oraz Mordecai Paldiel, The Path of the Righteous, Gentile Rescuers of Jews During the Holocaust, Hoboken NJ, KTAV Publishing House, Inc. 187-236. Pionierski zbiór dokumentów dotyczących działań na rzecz ratowania Żydów, wydali Władysław Bartoszewski i Zofia Lewin, Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom, 1939- 1945, Kraków, Znak, 1969, wydanie II rozszerzone.

 

15 Relacja Sabiny Kryszek, CKŻP, teczka nr 301/1424, 5, Archiwum ŻIH

16 O robotach przymusowych Polaków w Niemczech zobacz Czesław Łuczak, Polscy robotnicy przymusowi w Trzeciej Rzeszy, Poznań, Wydawnictwo Poznańskie, 1974

17 Relacja Felicji (Lusi) Fruchtman, Bielsko, 9 września 1947, CKPŻ, teczka nr 301/2751, 1-2, Archiwum ŻIH. Zobacz także relacja Felicji (Lusi) Fruchtman, Bielsko, 3. 11. 1949, CKŻP, teczka nr 301/4447, Archiwum ŻIH

18 Opracowanie o członkach Endecji – ideowych antysemitach w roli ratujących Żydów, zobacz Tec, When Light Pierced the Darkness, 99-109. Tec wykazuje, że mała grupa ratujących – ideowych antysemitów – przede wszystkim składała się z elit politycznych i kulturalnych, pochodzących z wyższych klas.

19 Róży i Krysi Gold, Bytom, CKŻP, teczka nr 301/903, 1. spisane przez Idę Gliksztejn

20 Zobacz Engelking, Zagłada i pamięć. Doświadczenie Holocaustu i jego konsekwencje opisane na podstawie relacji autobiograficznych. Warszawa, Wydawnictwo IFiS PAN, 1994, 54-55, dalej Engelking, Zagłada i pamięć. We Wprowadzeniu do The Encyklopedia of the Righteous Among the Nations, Israel Gutman wyróżnia 6 rodzajów motywacji: długoletnia znajomość albo społeczne albo inne więzi z Żydami; motywacja humanitarna; motywacja ideowo-polityczna; motywacja religijna; więzi osobiste i rodzinne oraz antysemici jako ratujący. Ta rozszerzona typologia opiera się na badaniu Elli Linde z Yad Vashem oraz pracy magisterskiej Irit Czerniawski. Gutman, Wprowadzenie do The Encyklopedia of the Righteous Among the Nations, 39-41

21 O roli subiektywnych czynników emocjonalnych przy podejmowaniu decyzji o ratowaniu Żydów, pisze Emuna Nachmany-Gafny, The Fortune Few. The Rescue of Jewish Children In Poland during the Holocaust as Seen from the Standpoint of the Rescuers In the Immediate Aftermath of the War,” Yalkut Moreshet, No. 2, Winter, 2004, 111-112, dalej Nachmany-Gafny, “The Fortune Few.”

22 Relacja Majdanowej, 12 grudnia 1946, CKŻP, teczka nr 301/5289.2, Archiwum ŻIH

23 List Susan Levkovitz (Zofia Propper) i Wandy Propper-Friess z 1 kwietnia 1961, teczka nr 301/6288, 1, Archiwum ŻIH.

24 List Jana Góreckiego (Stefana Jerzego Kraushara), 25 luty 1965, Kraków, teczka nr 301/6107, 1-2, Archiwum ŻIH. Do listu załączono list Henryki Filipkowskiej z 28 lutego 1965, w którym autorka opisuje swoje doświadczenia czasu wojny.

25 List kapitana Yeshayahu Druckera z 31 grudnia 1946, (list napisany po polsku), teczka nr 839, Archiwum Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, Yad Vashem, Jeruzalem. Po wojnie kapitan Drucker odwiózł Halinkę do Domu Dzieci Żydowskich w Zabrzu. Następnie zaadoptował ją pan Józef Rakower z Amsterdamu i przywiózł do Holandii, która stała się jej nową powojenną ojczyzną. Na początku lat 1950., jej nowi rodzice adopcyjni utrzymywali kontakt z opiekunami czasu wojny, państwem Marią i Janem Faklerami. Zobacz: ta sama teczka nr 839, list z 19 lutego 1951, Stefanii (córki Jana i Marii Faklerów) do rodziców Halinki w Holandii.

26 Powszechnie znany temat wykorzystywania/krzywdzenia dzieci jako taniej siły roboczej w różnych okresach okupacji i w różnych okolicznościach zasługuje na oddzielne historyczne opracowanie.

27 Relacja Heni Kucyk, CKŻP, teczka nr 301/5516, 1, Archiwum ŻIH

28 W polskiej historiografii sprzed 1989 dotyczącej kwestii Polaków ratujących Żydów dominowały trzy główne tendencje: po pierwsze, do podkreślania jak wielka była liczba tych osób; po drugie, do bagatelizowania lub pomijania faktu niskiej aprobaty społecznej dla ratowania Żydów; po trzecie, do nierozróżniania motywacji różnych kategorii osób ratujących Żydów, ich obrońców i pomocników. Z drugiej strony po raz pierwszy, daje się również zauważyć zainteresowanie młodego pokolenia sprawą ratowania Żydów podczas wojny nienacechowane podejściem ideologicznym oraz coraz większe poważne zainteresowanie badawcze tematem, niemotywowane dbałością o to, co uchodzi w pewnych kręgach za obronę dobrego imienia Polski, kosztem prawdy historycznej. Dobrym przykładem dawnych tendencji sprzed 1989, obecnych w aktualnej debacie i publikacjach, jest, na przykład, www.ZyciezaZycie.pl , strona internetowa poświęcona filmowi edukacyjnemu Życie za życie, przedstawiającemu dziesięć przypadków Polaków katolików ratujących Żydów (dostęp 8 czerwca 2008), a zwłaszcza wstęp do filmu Jana Żaryna, historyka z IPN oraz artykuł Anny Poray-Wybranowskiej, „Naród bohaterów,” Nasz Dziennik, 9, październik 2004. Zobacz także Marcin Urynowicz, „Liczenie z pamięci,” Tygodnik Powszechny, nr 43, 2007, http://tygodnik2003-2007.onet.pl/0.1448231.druk.html (dostęp 8 czerwca 2008), którego autor podaje liczbę 400 tysięcy Polaków katolików ratujących Żydów podczas okupacji niemieckiej. Ustala tę liczbę na podstawie oszacowania liczby Żydów, którzy przeżyli wojnę w Warszawie dokonanego przez Gunnarda S. Paulssona. Zobacz także odpowiedź podważającą założenia i metodologię przyjęte przez Urynowicza ogłoszoną przez Jacka Leociaka i Dariusza Libionkę, „Żonglerka liczbami,” Tygodnik Powszechny, nr 47, 2007, http://tygodnik2003-2007.onet.pl/1547.1454440.0.554745.dzial.html (dostęp 8 czerwca 2008).

29 Relacja Sydy Furschein (urodzonej w kwietniu 1929 w Borysławcu), CKŻP, teczka nr 301/3618, 10, Archiwum ŻIH

30 Relacja Sydy Furschein, CKŻP, teczka nr 301/3618, 11, Archiwum ŻIH.

31 O społecznym izolowaniu się osób ratujących Żydów i innych strategiach sprzyjających przetrwaniu, zobacz także Nachmany-Gafny, „The Fortune Few,” 118-122.

32 Relacja Józefy Krawczyk, CKŻP, teczka nr 301/4200, 3, Archiwum ŻIH.

33 Problem niechętnych reakcji ze strony sąsiadów i strach przed nimi ludzi ratujących Żydów porusza Nachmany-Gafny, „The Fortune Few,” 122-130.

34 Relacja Jana Tomaszkiewicza, 25 lutego 1945, Kraków, CKŻP, teczka nr 301/4672,5, Archiwum ŻIH.

35 Relacja Reni (Geni) Furmańskiej, 24 października 1947, CKŻP, teczka nr 301/2999, spisane przez Janinę Masłowską.

36 Relacja Władysławy Pałki, Będzin, sierpień 1945, CKŻP, teczka nr 301/629, Archiwum ŻIH. Jej relacji towarzyszy relacja uratowanego chłopca, Łazarza Krakowskiego.

37 Adela Domanus, „Historia jednej żydowskiej dziewczynki z czasów hitlerowskiej okupacji Warszawy.” (Dziennik z grudnia 1955, s. 42), teczka nr 06/546, s. 14, Archiwum Yad Vashem.

38 Pięciostronicowe relacja Stanisława Grenia, 24 czerwca 1963, CKŻP, teczka nr 301/6038, 4, Archiwum ŻIKH. Do relacji dołączony jest list z 25 czerwca 1958 świadka, Haliny Bloch, ocalałej z Holocaustu, również uratowanej przez Stanisława Grenia.

39 O więziach wzajemnej zależności łączących członków zespołu (w tym przypadku – opiekuna i ukrywane przezeń dziecko) zobacz Goffman, The Presentation of Self in Everyday Life, 82-83

40 Relacja Anny Mekler, CKŻP, teczka nr 301/807, 1-2, Archiwum ŻIH.

41 Relacja Krystyny Lewiarz, CKŻP, teczka, nr 310/6141, 3-5, Archiwum ŻIH.

42 Relacja Racheli Reinstein, CKŻP, teczka nr 301/3694, 1-2, Archiwum ŻIH.

43 Relacja Jankiela Cieszyńskiego, CKŻP, teczka nr 301/5514, 1-2, Archiwum ŻIH.

44 Relacja Soni Hersteil, CKŻP, teczka nr 301/1273, 2, Archiwum ŻIH.

45 Relacja Cieszyńskiego, CKŻP, teczka nr 301/5514, 1 Archiwum ŻIH.

46 Relacja Jana Schoeneicha, CKŻP, teczka nr 301/3394, 2 Archiwum ŻIH.

47 O policji granatowej zobacz, na przykład, Adam Hempel, Pogrobowcy klęski. Rzecz o policji granatowej w Generalnym Gubernatorstwie, 1939-1943, Warszawa, PWN, 1990. Andrzej Wajda, znakomity polski reżyser filmowy, poświęcił swój raczej rozczarowujący film telewizyjny Wyrok na Franciszka Klosa (2000) granatowym policjantom współpracującym z Niemcami przy unicestwianiu polskich Żydów.

48 Leon Bukowiński, Pamiętnik z okresu okupacji, CKŻP, teczka nr 301/4424, s. 5, Archiwum ŻIH

49 Relacja Marii Mławskiej, CKŻP, teczka nr 301/1807, 4-5, Archiwum ŻIH

50 Relacja Józefa Himelblau z 19 stycznia 1948, CKŻP, teczka nr301/3615, 5 (w języku żydowskim), Archiwum ŻIH.

51 Relacja Alfreda Zmrotha, Warszawa, 26, 11, 1962, CKŻP, teczka nr 301/5886, 5 Archiwum ŻIH.

52 Relacja Aleksandra (Olesia) Jacobsona, CKŻP, teczka nr 301/3004, Archiwum ŻIH. Wywiad został przeprowadzony w Domu Dziecka Śródborowianka w Śródborowie przez Janinę Masłowską w imieniu Centralnego Komitetu Polskich Żydów.

53 Relacja Felicji Bolak, CKŻP, teczka nr 301/5119, 1-6, Archiwum ŻIH.

54 Zobacz popularną biografię Ireny Sendlerowej Anny Mieszkowskiej, Matka dzieci Holokaustu. Historia Ireny Sendlerowej, Warszawa, Wydawnictwo Literackie Muza S.A. 2004, dalej, Matka dzieci Holokaustu. Historia Ireny Sendlerowej. Zobacz także relację Ireny Sendlerowej z jej wypraw do warszawskiego getta, Irena Sendlerowa, O działalności kół młodzieży przy komitetach domowych w getcie warszawskim, Biuletyn ŻIH, nr 2, 1981- 90-118. Irena Sendlerowa nagrodzona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata w 1965, zmarła 12 maja 2008.

55 O historii Żegoty, zobacz, na przykład, pionierską pracę historyczki polskiej Teresy Prekerowej, Konspiracyjna rada pomocy Żydom w Warszawie 1942-1945, Warszawa, PIW, 1982; Israel Gutman wyd. Rescue Attempts During the Holocaust: Proceeding of the Second Yad Vashem Conference, Jerusalem Yad Vashem 1974; oraz najnowszy wybór dokumentów Andrzej K. Kunert, wyd. Żegota. Rada Pomocy Żydom 1942-1945: wybór dokumentów, Warszawa, Rada Ochrony Pamięci Walk I Męczeństwa, 2002. Temat wciąż czeka na monografię opisującą dokonania podejmowane przez Żegotę poza okupowaną Warszawą.

56 O wojennych losach Elżbiety, zobacz także Matka Holokaustu. Historia Ireny Sendlerowej, 165-166.

57 Niedatowana relacja Stanisławy Bussold, CKŻP, teczka nr 301/5859, 1-3, Archiwum ŻIH.

58 Dokładną analizę działalności szmalcowników w okupowanej Warszawie, przeprowadził Jan Grabowski, zobacz jego „Ja tego Żyda znam.” Szantażowanie Żydów w Warszawie. 1939-1943. Warszawa. Wydawnictwo IFiS PAN, 2004. Opisy przypadków zbiorowego zorganizowanego wyłapywania Żydów przez grupy chłopów pojawiają się w pamiętnikach Polaków, zobacz, na przykład, S. Ziemiński, Kartki dziennika nauczyciela w Łukowie z okresu okupacji hitlerowskiej, Biuletyn ŻIH, nr 8, sierpień 1958, 105-112.

59 Na temat nagród wypłacanych przez Niemców za denuncjowanie Żydów, zobacz, na przykład, Prekerowa, „Wojna i okupacja.” 350

60 Niektóre ostatnie wspomnienia Polaków wskazują jak cienka linia oddziela wrogą obojętność i materialne wykorzystywanie Żydów przez lokalne społeczności chłopskie od denuncjowania Niemcom Żydów, zarówno dorosłych jak i dzieci. Zobacz, Tadeusz Markiel, „Zagłada domu Trinczerów.” Znak, 4, 2008, 119-146 z posłowiem Dariusza Libionki, „Zagłada domu Trinczerów – refleksje historyka.” Libionka trafnie zauważa, że niektórzy historycy, zatrudnieni przez IPN nie przedstawiają tematu w sposób wyważony; mają skłonność do generalizowania indywidualnych działań podejmowanych dla ratowania Żydów na cały region i w ten sposób pomijają ich kontekst historyczny; że w tym samym regionie inni członkowie tej samej lokalnej społeczności najpierw brutalnie znęcali się nad Żydami a potem denuncjowali ich Niemcom. Przykładem tej tendencji jest praca Mateusza Szpytmy i Jarosława Szarka, Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Przejmująca historia polskiej rodziny, która poświęciła swoje życie ratując Żydów. Kraków, Dom Wydawniczy Rafael, 2004 (wydanie drugie rozszerzone). Książka traktuje o rodzinie Ulm ze wsi Markowa w województwie rzeszowskim. Opisuje ich starania i poświęcenie dla ratowania Żydów, ale w ogóle nie wspomina o brutalnym traktowaniu Żydów w innych wsiach tego samego regionu.

61 O społeczności żydowskiej w okupowanym Krakowie, zobacz, na przykład, ważne wspomnienia Miriam Peleg-Marianska i Mordecai Peleg, Michutz lechomot haghetto: BeKrakow hakevusha, Jerusalem, Yad Vashem, 1987 (tłumaczenie angielskie: Witnesses. Life In occupied Krakow. London and New York, Rouyledge, 1991); oraz Aleksander Bieberstein, Zagłada Żydów w Krakowie, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1985. O ostatnich obchodach rocznicy likwidacji getta krakowskiego zobacz krótki artykuł Holocaust survivors march from Krakow Getto to Mark 65 years Since liquidation. Haaretz, 16 March 2008 (dostep 2 czerwca 2008) http://www.haaretz.com/hase/spages/964780.html

62 Relacja Karoliny (Karoli) Sapetowej (Sapeta), 1945, Kraków, CKŻP, teczka nr 301/579, 3 strony, Archiwum ŻIH. Dalej relacja Sapetowej. Relacja to zostało pierwotnie opublikowane przez Marię Hochberg-Mariańską i Noe Grűssa, wyd. Dzieci żydowskie oskarżają, Kraków, Żydowska Komisja Historyczna w Krakowie, 1946.

63 Relacja Karoliny Sapetowej (Sapeta), CKŻP, teczka nr 301/579, 3, Archiwum ŻIH

64 List Henryka Polanitzera, (krewnego Salomei i Samuela Hochheiserów) z 5 stycznia 1993 (w języku hebrajskim), teczka nr 6396, Archiwum Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, Yad Vashem. Polanitzer nawiązal kontakt z Sapetową i dziećmi bezpośrednio po wojnie. Sporządzony przez niego opis wydarzeń, które były udziałem Salomei i Samuela Hochheiserów częściowo oparty jest na relacjach Sapetowej.

65 Zobacz Świadectwo Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata przyznane Karolinie Sapetowej 7 maja 1995, teczka nr 6396, Archiwum Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, Yad Vashem.

66 Saul Friedländer, The Years of Extermination: Nazi Germany and the Jews. 1939-1945, New York, HarperCollins Publishers, 2007; XXVI

 

 

 

Przeczytaj również angielską wersję tekstu