Manifestanci przypomnieli o niehumanitarnym traktowaniu uchodźców przez polskie służby i przedstawicieli polskich władz. Marsz przeszedł w sobotę spod siedziby Straży Granicznej pod kancelarię premiera.

– Nasz kraj i naród jest odpowiedzialny za śmierć niewinnych ludzi. Na granicy polsko-białoruskiej zginęło 38 osób, a kilkaset jest zaginionych. Sądy mówią, że wywózki [uchodźców i wypychanie ich z powrotem na terytorium Białorusi] są nielegalne, ale mimo to Straż Graniczna i policja wciąż ich dokonują – mówiła pod gmachem Straży Granicznej jedna z organizatorek protestu „Świat przeciwko rasizmowi”, który w sobotę, 18 marca, przeszedł przez Warszawę.

Jak co roku, w ustanowionym przez ONZ Międzynarodowym Dniu Walki z Dyskryminacją Rasową, w stolicy odbyła się manifestacja antyrasistowska. O godz. 13 demonstranci spotkali się przed Komendą Główną Straży Granicznej przy al. Niepodległości. „Uchodźcy mile widziani”, „Nikt nie jest nielegalny” – między innymi takie transparenty trzymali zgromadzeni. Nie było ich wielu – w szczytowym momencie w proteście uczestniczyło ok. 150-200 osób.

Na mównicę wchodzili kolejni przemawiający. Z jednej strony byli to przedstawiciele środowisk anarchistycznych, z drugiej – Kościołów i padło zaproszenie na nabożeństwo za uchodźców do kościoła luterańskiego przy pl. Małachowskiego.

Mówiono o tym, jak skrajnie odmienne jest traktowanie przez polskie władze uchodźców z Ukrainy o białym kolorze skóry i tych, którzy przybywają do Europy z Bliskiego Wschodu. – W zamkniętych ośrodkach w okolicach Białowieży nie dzieje się dobrze. Nasze posłanki próbują temu przeciwdziałać, jednak jest to im utrudniane. Musimy zorganizować okrągły stół z przedstawicielami wszystkich środowisk politycznych, by zakończyć tę sytuację – mówiła Aleksandra Kołeczek z Partii Zieloni.

Więcej w Wyborczej