„Miejsce sprawiedliwych jest obok powstańców

Zespół Centrum Badań nad Zagładą Żydów PAN wypowiedział się publicznie przeciwko planowanej lokalizacji pomnika Polaków Ratujących Żydów na warszawskim Placu Bohaterów Getta, obok pomnika Bohaterów Powstania oraz budynku Muzeum Historii Żydów Polskich. To ważny głos: Barbara Engelking, Jan Grabowski, Jacek Leociak i pozostali badacze Centrum wykonali gigantyczną pracę nad odkłamaniem heroicznego, lecz niestety nieprawdziwego wizerunku stosunku Polaków do Żydów pod niemiecką okupacją. Pod tym względem ich praca przypomina, mutatis mutandis, podobny wysiłek, jaki izraelscy „nowi historycy” – Benny Morris, Ilan Pappe, Tom Segev – włożyli byli w latach 90. w odkłamanie heroicznego mitu izraelskiej wojny o niepodległość 1948r.

W obu przypadkach odważni badacze pokazali, jak bohaterstwu towarzyszyła podłość i zdrada podstawowych wartości, a szlachetności zbrodnia. W obu przypadkach bywali za to potępiani nie tylko przez ludzi złej woli, ale także i przyzwoitych, którzy uznali, że uprawniona krytyka przerodziła się w szarganie świętości. Identyfikując się tak z polską, jak i z żydowską historią, rozumiem i jednych i drugich oburzonych – ale wolę zaryzykować szarganie, niż pozwolić, by szlachetność stała się alibi dla łajdaków.

Takie rozprawianie się z narodowym mitem nigdy jednak nie jest aktywnością bezpieczną. W dwadzieścia lat po ich przełomowych publikacjach, dawni izraelscy „nowi historycy” zajmują bardzo  radykalne i całkowicie sprzeczne stanowiska. Pappe stał się ideologiem krytyków nie tylko zbrodni popełnionych przy powstawaniu państwa żydowskiego, ale wręcz samego jego istnienia. Morris, przeciwnie, uważa dziś, że etnicznego czyszczenia popełniono wówczas za mało, stąd Izrael nadal jest zagrożony. Bezkompromisowość sądów prowadzić więc może do dosłownego taktowania łacińskiej formuły pereat mundus, fiat iustitia.

Rozumiem argument zespołu Centrum, że pomnik polskich Sprawiedliwych, zlokalizowany obok pomnika Bohaterów Getta, może stać się „tryumfem narodowego samozadowolenia”. Istotnie, taka efektowna bliskość obu monumentów służyć by mogła jako potwierdzenie mitu, że „Niemcy ich mordowali, a myśmy ich ratowali”. To prostsza, i przyjemniejsza wizja przeszłości, niż ta, która brzmi ”Niemcy ich mordowali, zdrajcy ich wydawali, a ci nieliczni, którzy ich ratowali, żyli w trwodze przed jednymi i drugimi”. Niektórych Sprawiedliwych ta trwoga nie opuszczała nawet w pół wieku później, już w wolnej Polsce. Wiem, bo słyszałem to z ich ust.

Ale tym bardziej Sprawiedliwym należy się godne uznanie, w którym Wolna Rzeczpospolita po latach z szacunkiem stwierdza, że to oni reprezentowali w tych czasach Polskę, a nie ich liczniejsi wrogowie.  Plac wokół pomnika bohaterów getta staje się przestrzenią symbolicznej wykładni okupacyjnego rozdziału historii polskich Żydów. Stoi tam już niewielki pomnik upamiętniający podziemną Radę Pomocy Żydom „Żegota” i nieco większy, upamiętniający wizytę niemieckiego kanclerza Willy Brandta, który uklęknął był w słynnym geście przed pomnikiem. Gdyby nie znalazło tam się miejsce dla upamiętnienia tych wszystkich bohaterów, którzy – w ramach Żegoty i poza nią – ratowali Żydów, byłoby to triumfem narodowego lekceważenia. I jako Żyd, i jako Polak, poczułbym się tą nieobecnością znieważony.

Rzecz jasna, konieczne będzie wystrzeganie się łatwego triumfalizmu pamięci, przed którym zespół Centrum słusznie ostrzega, jak również czuwanie nad właściwym kształtem artystycznym i przekazem historycznym pomnika. Ale nie sposób pominąć tu także jego wymiaru pedagogicznego. Plac i mieszczące się tam Muzeum odwiedzać będą liczne wycieczki. Te z Polski, z reguły, należy mieć nadzieję, świadome że to Polacy są najliczniejszą grupą Sprawiedliwych uznanych przez Jad Waszem, nie rozumiałyby, dlaczego takiego pomnika tam nie ma. Te z zagranicy, często nieświadome liczby polskich Sprawiedliwych, będą mogły dzięki pomnikowi się tego dowiedzieć.

Niedawny wywiad profesora Jasiewicza pokazuje jasno, ze nie tylko samozadowolenie nam grozi, ale po prostu klasyczny antysemityzm: wizja historii w której Żydzi są siedliskiem zła, i tym samym sami są winni swojego losu. Ale jednoznaczne poparcie, jakim internetowa opinia publiczna zareagowała na te poglądy, jest dowodem nie tyle na rozpowszechnienie antysemityzmu w Polsce, co na przekonanie, że sposób, w jaki relacjonowana jest  historia polsko-żydowska jest grą o sumie zerowej: jak Żydzi tracą, to Polacy zyskują, i vice versa. Postawa taka jest obronną reakcją na to, co dziś wiemy o okupacyjnych losach polskich Żydów. Jej absurdalność jest oczywista, ale zarazem nie należy podejmować działań, które by ją mogły wzmocnić.

Nie mogę też więc  zgodzić się z szerszym, wysuniętym w liście zespołu Centrum postulatem, by „teren warszawskiego getta pozostał nietykalną ostoją pamięci pomordowanych Żydów”, zamkniętą na inne upamiętnienia. Jest prawdą, że niektóre przykłady uwieczniania nieżydowskiej polskiej pamięci na tym terenie zasadnie można pod względem artystycznym i historycznym krytykować; pisała o tym przekonywująco Elżbieta  Janicka w „Festung Warschau”. Ale stworzenie swoistego rezerwatu pamięci tylko żydowskiej oznaczać by w sposób nieuchronny musiało jej wykluczenie tak z pamięci polskiej, jak i z żywej tkanki miasta, i ustawienie tych dwóch pamięci już nawet nie obok siebie, ale przeciw sobie.

Jest prawdą, że tak istotnie często bywało, zwłaszcza w powojennym półwieczu. Jest też prawdą jednak, że konfrontacja ta obie pamięci wypaczyła i wynaturzyła. Muzeum Historii Żydów Polskich ma być miejscem ich – zgoda, nie zawsze wygodnego – dialogu. Stworzenie wokół strefy wykluczenia byłoby miną podłożoną pod misje muzeum, a także byłoby po prostu nieuczciwe wobec dzisiejszych, nieżydowskich mieszkańców byłej dzielnicy żydowskiej i ich uprawnionych potrzeb pamięci.