Były ksiądz Jacek M. w 2018 r. spalił portret Tadeusza Mazowieckiego i nazwał go „komunistycznym parchem”. Teraz wrocławski sąd uznał, że Jacek M. jest winny znieważenia Wojciecha Mazowieckiego, syna byłego premiera.

Jacek M. spalił portret byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego 13 grudnia 2018 r. podczas manifestacji z okazji rocznicy stanu wojennego pod pomnikiem Ofiar Stalinizmu we Wrocławiu. Krzyczał przy tym m.in., że Mazowiecki to „komunistyczny parch”. Tymi słowami poczuł się urażony Wojciech Mazowiecki, syn byłego premiera [w sprawie został oskarżycielem posiłkowym] i złożył doniesienie do prokuratury. 

Prokuratura chciała, by Jacek M. odpowiadał przed sądem z art. 216 Kodeksu karnego, który mówi: „Znieważyć można kogoś w jego obecności albo publicznie pod jego nieobecność z zamiarem, by zniewaga do osoby tej dotarła, albo za pomocą środków masowego przekazu”. 

Prokuratura uznała, że obelgi, których treść ma obrażać pamięć o osobie zmarłej, mogą pośrednio dotknąć także rodzinę zmarłego, w tym przypadku syna premiera.

Ale w listopadzie 2020 r. Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Śródmieścia z taką argumentacją się nie zgodził i umorzył sprawę. Przyznał, że wypowiedzi byłego księdza były publiczne, miały charakter jednoznacznie pejoratywny, były nacechowane negatywnie, a ich wydźwięk był antysemicki, ale wskazał złą podstawę aktu oskarżenia. Zdaniem sądu Jacek M. powinien zostać oskarżony, ale nie o znieważenie, o które oskarżyła go prokuratura, tylko m.in. o nawoływanie do nienawiści. Sąd uznał bowiem wtedy, że znieważona może być tylko osoba żyjąca.  

Prokuratura zaskarżyła to umorzenie. Wskazała m.in., że jest ono bezzasadne, a sąd błędnie uznał, że nie było znieważenia. Podkreśliła też, że sąd zdecydował o tym na posiedzeniu, a „kompleksowa analiza i ocena wypowiedzi oskarżonego oraz zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego, a także rozważenie innej kwalifikacji prawnej powinno zostać dokonane po przeprowadzeniu rozprawy”.  

Jacek M. na pierwszej rozprawie słowa „parch” sobie nie przypominał. Twierdził, że w żadnym wypadku nie miało ono mieć antysemickiej wymowy. Przekonywał, że w jego przemówieniu nie było nienawiści, tylko krytyka tego, co Tadeusz Mazowiecki robił i mówił w przestrzeni publicznej, i że krytykował go jako polityka. Przekonywał też, że w jego wypowiedzi nie było antysemityzmu, bo Mazowiecki to „Polak, katolik”.

Sąd jednak zdecydował inaczej. 8 marca zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd uznał, że Jacek M. przez użycie obelżywego i antysemickiego sformułowania wobec zmarłego Tadeusza Mazowieckiego jest winny znieważenia jego syna Wojciecha, a także osób narodowości żydowskiej, i skazał go za to na karę czterech miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Prowadząca sprawę sędzia Anna Kegel zobowiązała Jacka M. do przeproszenia Wojciecha Mazowieckiego. Ma to zrobić listem poleconym.

Wyrok nie jest prawomocny.

Więcej w Wyborczej