Tak zwany „front gaśnicowy” żywi się obficie dorobkiem przedwojennych antysemitów. Skrajna prawica mówi ich językiem. Ignorowanie tego dorobku, umniejszanie jego trwałości tylko go wzmacnia. Z przymykania oczu bierze się intelektualna bezradność demokratów wobec antysemitów.

„Nawet polscy liberałowie i demokraci, nawet Polacy, którym antysemityzm jest najbardziej obcy i wrogi, skłonni są do przemilczania spraw, które wydają im się zbyt wstydliwe. Jak przyznać przed samym sobą, że antysemityzm polski przetrwał okupację hitlerowską, że widok największej masowej zbrodni w historii świata nie spowodował masowego odruchu solidarności Polaków w stosunku do ludności żydowskiej?” – pytał na łamach „Kultury” paryskiej Konstanty Jeleński. (Nr 9/107, 1956).  „Podziwem dla walczącego ghetta […] nie mamy prawa się chwalić ani zasłaniać. Uczucia te nie były ani powszechne, ani nawet przeważające w narodzie” – przestrzegała na tych samych łamach Maria Czapska (Nr 6/116, 1957).

O polskiej „obsesji niewinności” Joanna Tokarska-Bakir pisała w grudniu 2000 roku słowami Tomasza Mertona, że jest „żałosną odmową spojrzenia w głąb siebie”.  „Gdy w kontekście Holokaustu rozpoczyna się dyskusja o stosunkach polsko-żydowskich, ludzie gadają w kółko to samo. Na początku, kiedy historycy powtarzają swoje sakramentalne «za wcześnie», rozmowa trochę się nie klei. Za chwilę jednak osiąga ona gatunkową dojrzałość, przechodząc w to, co Stańczyk w «Weselu» nazwał «spowiedzią z cudzych grzechów»”. Taka spowiedź, wzmocniona szeregiem „tematów dyżurnych” prowadzi do jedynej konkluzji: „o rzekomym polskim antysemityzmie” nie należy wygadywać głupstw („Rzeczy mgliste”).  Debata o antysemityzmie w „Kulturze” z lat 50. i teksty Tokarskiej-Bakir z przełomu wieków są otrzeźwiające: pokazują trwałość fenomenu. Warto do nich wracać pomimo upływu czasu. Jedynym, co pokrzepia, jest jasność myślenia stawiających diagnozę.

Na „dyskusję o stosunkach polsko-żydowskich” może być teraz za późno: przez Polskę już przetacza się brunatna fala. Wynik skrajnej prawicy, przede wszystkim Grzegorza Brauna, w pierwszej turze wyborów prezydenckich, pokazuje skalę antysemityzmu w naszym społeczeństwie i jego polityczną opłacalność. Braun nie zasłaniał się już nawet podziwem dla walczącego getta: w debacie prezydenckiej otwarcie okazał dla niego pogardę. Nie zamierzam tu rozstrzygać o socjologicznych powodach wysokiego poparcia Brauna i Mentzena, ale pokazać, że tak zwany „front gaśnicowy” żywi się obficie dorobkiem przedwojennych antysemitów polskich. Skrajna prawica ich czyta, wydaje, mówi ich językiem. Ignorowanie tego dorobku, umniejszanie jego trwałości i skali tylko go wzmacnia. Z przymykania oczu bierze się intelektualna bezradność demokratów wobec współczesnych antysemitów. Oto fragmenty, które pozwolą zarysować czytelniczkom problem.

Cały tekst Tymka Skowrońskiego w Kontakcie