Muzeum

To najpiękniejszy dziś gmach w Warszawie, najlepszy obiekt architektury współczesnej autorstwa Reinera Mahlamakiego, który wygrał konkurs na Muzeum Historii Żydów Polskich. Przewodniczącym jury konkursu był Bohdan Paczowski, architekt, publicysta (książka „Zobaczyć” 2006, wyd. „Słowo/obraz terytoria”), mieszkający obecnie i pracujący w Luksemburgu.
O zwycięzcy międzynarodowego konkursu, fińskim architekcie Mahlamakim, przeczytać można w internecie. 28 kwietnia uczestniczył w panelowej rozmowie w sali konferencyjnej już zrealizowanej budowli w towarzystwie architektów budujących obiekt, krytyków i teoretyków architektury. W internecie przeczytać można wszystko o idei i dziejach powstawania muzeum od 1995 roku, gdy ruszyli darczyńcy z kraju i ze świata, i w 2005 roku, gdy muzeum zostało powołane i objęte patronatem prezydenta. O tym także, czym muzeum będzie wypełnione, gdy w ciągu roku pojawią się jego zbiory stałe, jaka będzie jego zawartość, jego opowieść. Ile osób nad nią pracuje, jakie gremia, jakie rady nad tym radzą, jak się ma do tego Żydowski Instytut Historyczny w nieodległej dzielnicy, „za błękitnym wieżowcem”, w gmachu z ’36 roku wyremontowanym po wojnie, ze swymi zbiorami, dokumentami, doświadczonym personelem. ŻIH powstał prawie tak dawno, jak Pomnik Bohaterów Getta Rappaporta wyrosły na pustyni gruzów, który dzisiaj jakby witał naprzeciwko, po drugiej stronie skweru, ogromny gmach nowego muzeum. Co roku 19 kwietnia grupa osób zbierała się przed pomnikiem, by w dniu wybuchu tego powstania z 1943 roku złożyć żółte żonkile i następnie odbyć drogę poprzez kurhan bunkra Anielewicza do Umschlagplatzu. Budynek od ulicy Stawki jest ten sam, co wtedy. Za nim ten sam plac wyprowadzający wówczas do bocznicy kolejowej. Zgromadzeni wokół doktora Marka Edelmana (zmarł w 2009 roku) mieli nieraz utrudniony dostęp do pomnika, sąsiednie ulice bywały obstawione przez ZOMO. Doktor Edelman mieszkał w Łodzi i pracował w łódzkim szpitalu. Nie wyjechał z Polski po ’68 roku, należał do NSZZ „Solidarność”, a po wyborach w ’89 roku był znacząco obecny w Unii Wolności. Leczył ludzi. W stanie wojennym obchodzone w jego gronie rocznice wybuchu powstania w getcie były obserwowane przez milicję, uczestnicy tych zgromadzeń bywali zatrzymywani. Dziś liczni wolontariusze wokół nowego muzeum rozdają ulotki z programem najbliższych dni i małe papierowe znaczki — żonkile Marka Edelmana, którego podobiznę wymalował sprayem na jednym z powojennych, socrealistycznych budynków w głębi dzielnicy Dariusz Paczkowski, malarz murali z południa Polski. W tym roku, gdy 19 kwietnia wypadła 70. rocznica powstania w getcie warszawskim, spełniło się to przez lata trudno wyobrażalne: prezydent i premier wolnego kraju uczcili tę rocznicę jednoznacznie, bez niedomówień, angażując to, czym rozporządzają: autorytet państwa. Ogromna praca rozkruszania stereotypów, zmiany obyczajów mentalnych jeszcze przed nami wszystkimi na dziesięciolecia. Historia Żydów polskich jest długa i bogata, głęboko zakorzeniona w ludziach, choć jakby niewydobyta, nieuświadomiona, ukryta lub odwrócona, Muzeum Historii ma ogrom pracy do wykonania. Nie tylko wobec tych, którzy właśnie wymalowali nocą swoje „Jude rauss” czy „Żydzi do gazu” u stóp kurhanu-grobowca Anielewicza i innych, ale i wobec tych, którzy żyjąc w Polsce, twierdzą, że „ten problem dla mnie nigdy nie istniał, ani dla mego otoczenia”. Czy ma to być nauczanie czy upamiętnianie? Archeologia pozostałości po zabitym narodzie czy żydowska cepelia, sceneria przeszłego życia i obyczaju? Muzeum bez wystawy stałej, która otworzy się podobno za rok, jest już otwarte. Ludzie napływają strumieniem, znikają w otwartej paszczy tego organizmu, znajdują się w jakiejś pięknej przestrzeni jasnej i ciepłej w kolorze jak ciało, pnącej się rzeźbiarsko do góry, otwierającej gdzieniegdzie galerią dyskretnych otworów na świat, na zewnątrz. Wielka sala konferencyjna, mniejsze sale na projekcje i wystawy. Napływają także ze świata zachowane zdjęcia z przedwojennej Warszawy, z miast i miasteczek polskiej prowincji, trwają koncerty i panelowe rozmowy na najważniejsze tematy. W prasie drukowanej i w elektronicznych mediach, forach, blogach nie było jeszcze dnia bez wypowiedzi wokół Muzeum Historii Żydów Polskich: wspomnień, stanowisk, sporów. Budowla Mahlamakiego żyje, nie jest pustą skorupą. Jest ogromnym blokiem pośrodku skweru, pośrodku getta, naokoło są domy mieszkalne, powojenne, nijakie, tyle że tej samej wysokości co nowa budowla, która nie chce piąć się w górę, wyróżniać wysokością. Chce być obecna, już jest obecna, ma swoją wagę związanych z nią znaczeń i także piękna architektury; kształtów, materiałów, jakości wykonania. Co zrobić, by cała dzielnica wokół zbudowana na gruzach getta ujawniła swa poprzednią treść, swoje przeszłe życie? Wydana w ubiegłym roku powieść Igora Ostachowicza „Noc żywych Żydów” umieszcza akcję w piwnicach obecnych domów Muranowa, centrum handlowego Arkadia i całej tej codzienności dzisiejszej, w którą wchodzą dawni mieszkańcy dzielnicy, wydobywając się z podziemi, z czeluści pogrzebania, zniszczeni, niekompletni, nieżywi ożywają i włączają się do akcji dzisiejszej, do interakcji z dzisiejszymi ludźmi. Trochę czarnego humoru, makabry, ale i czułej refleksji. Tę książkę młodego pisarza zaliczyłabym do „Sztuki polskiej wobec holokaustu’’, choć nie ma ona wiele wspólnego ze świetną wystawą osiemdziesięciu prac około czterdziestu artystów, głównie malarzy, które zgromadziła na piętrze gmachu ŻIH Teresa Śmiechowska. Dawno nie widziałam tak świetnie pomyślanej wystawy polskiej sztuki współczesnej, tak mądrego wyboru prac, takiej niezależności od mód, prądów, hierarchii rządzących w świecie sztuki. Wystawę otwartą do jesieni trzeba koniecznie zobaczyć.