Homoseksualizm to nerwica, dzięki nowemu prawu antyaborcyjnemu ginekolodzy wreszcie mogą zająć się poważnymi sprawami zamiast skrobaniem, a antykoncepcja powoduje bezpłodność – takie słowa mieli słyszeć na zajęciach z socjologii studenci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Uczelnia bada sprawę.

– Jesteśmy przerażeni i zdruzgotani. Na naszym roku jest sporo osób nieheteronormatywnych, które czują się skrzywdzone tymi słowami – mówią studentki pielęgniarstwa na Wydziale Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Chcą pozostać anonimowe. Opowiadają o zajęciach z socjologii, na których prowadzący dr Rafał Maciąg miał wygłaszać prywatne poglądy sprzeczne z wiedzą medyczną. – Usłyszeliśmy m.in., że homoseksualizm to nerwica, że lobby homoseksualne w Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym doprowadziło do wykreślenia homoseksualizmu z listy chorób i że to samo lobby miało wpłynąć na uznanie homoseksualności za jedną z orientacji psychoseksualnych przez Światową Organizację Zdrowia. To zakłamywanie historii – oburzają się studentki.

Wykładowca miał też przedstawiać swoje poglądy dotyczące kobiet. – Usłyszeliśmy m.in., że miejsce kobiety jest w kuchni, że kobieta nawet w nieudanym związku jest szczęśliwsza od kobiety, która nie ma partnera, a badania wskazują, że kobiety zamężne mniej się stresują. Z zajęć „dowiedzieliśmy” się też, że stosowanie antykoncepcji powoduje bezpłodność, a dzięki wprowadzeniu obecnego prawa antyaborcyjnego ginekolodzy w końcu mogą się zajmować poważnymi sprawami, a nie skrobaniem. Wykładowca wielokrotnie naśmiewał się też ze Strajku Kobiet. Reagował uśmieszkami za każdym razem, gdy padało słowo orientacja. A gdy powiedzieliśmy, że osoby nieheteronormatywne mogą otrzymać wsparcie seksuologa, stwierdził, że w głowie nam seksualność, bo w takim jesteśmy wieku – relacjonują studentki.

Studenci zgłosili problem samorządowi studenckiemu na uczelni, który miał ich odesłać do samorządu Wydziału Nauk o Zdrowiu. Z powodu braku reakcji przyszli medycy zawiadomili europosła Roberta Biedronia, który podjął w tej sprawie interwencję. „Przekazywanie tego rodzaju treści na uczelni medycznej to rzecz trudna do wyobrażenia i niesłychanie szkodliwa. Studenci, których przyszła praca ma polegać na profesjonalnej i troskliwej opiece nad pacjentami, otrzymują pseudowiedzę, która może negatywnie wpłynąć na ich stosunek do części pacjentów, a także zwyczajnie pozbawia ich dostępu do prawdziwej, profesjonalnej wiedzy z zakresu medycyny” – napisał Biedroń w liście do rektora WUM.

Więcej w Wyborczej