Cztery miesiące temu Mateusz Perczyński razem ze swoim chłopakiem, kolegą i koleżanką wracał z imprezy w centrum Poznania. Była godz. 3 w nocy, gdy znajomi postanowili wejść do baru Roti przy ul. Mickiewicza. – Na schodach minęliśmy łysego, napakowanego karka. Obrócił się, spojrzał na nas, krzyknął: „Jeb… pedałów”, „kur…”, „dziwki”. Zignorowaliśmy to. Wtedy ruszył w naszą stronę, uderzył mnie pięścią w twarz, upadłem. Zaczął bić moich znajomych – relacjonował nam Perczyński.

Agresora zatrzymali po krótkim pościgu przejeżdżający w okolicy policjanci. Napadnięci poszli do pobliskiego komisariatu przy ul. Kochanowskiego złożyć zeznania. Wtedy do budynku weszli znajomi agresora. – Oferowali nam pieniądze za rezygnację ze złożenia zeznań. Była z nimi dziewczyna, która robiła nam zdjęcia. Jeden z mężczyzn powiedział, że jak wyjdziemy z komisariatu, to dopiero zobaczymy. Stwierdził, że nas zaje…, dostaniemy wpie…. Chciałem nagrać te groźby, ale wytrącił mi z ręki telefon. Na szczęście zareagował policjant, który był w recepcji. Zatrzymał tego mężczyznę – opowiadał Mateusz Perczyński.

Więcej w Wyborczej