17 września NOP zorganizowało manifestację. Po marszu grupa manifestantów zaatakowała dwie osoby, chłopaka i dziewczynę, którzy stali w rogu placu Solnego, w oddaleniu od manifestantów, trzymając transparenty z napisami: „Lepsza czerwień niż nienawiść” oraz „Historia nie może być pretekstem do propagowania nienawiści”. Za trzymanie tych transparentów zostali zaatakowani, padły pod ich adresem wyzwiska, rzucano petardami. Policja musiała interweniować. Swoją relację z przebiegu wydarzeń przesłali Stowarzyszeniu Otwarta Rzeczpospolita, którego prezes Paula Sawicka zwróciła się do nich z podziękowaniem i wsparciem. „Bardzo dziękuję Panu i Pana koleżance za wrażliwość i sprzeciw. Optymistyczne jest to, że nie jesteście osamotnieni – Otwarta Rzeczpospolita kolekcjonuje wiadomości z całego kraju nie tylko o ekscesach i festiwalach nienawiści lecz także o aktach sprzeciwu wobec publicznego głoszenia rasizmu, nietolerancji, nienawiści. Kolekcja tych ostatnich nie jest niestety bogata. Zdajemy sobie sprawę, że to co Państwo zrobiliście/robicie, to akty odwagi, nie tylko cywilnej. Tym wyżej należy je cenić”.

Szczegółowa relacja osób zaatakowanych przez manifestantów.

„*J.*: Na samym początku policjanci usiłowali odsunąć nas od demonstracji, kazali nam odejść. Spisali nas i nasze hasła, ignorując uwagi A., żeby lepiej zajęli się okrzykami wznoszonymi przez tłum. Mimo że staraliśmy się trzymać blisko funkcjonariuszy, ci dopiero w ostatniej chwili zorientowali się, że tłum chce nas pobić, i kompletnie nie potrafili zareagować, nie panowali nad sytuacją. Podczas wyprowadzania nas z tłumu, złapali mnie nawet pod ramiona, tak jak trzyma się opornych demonstrantów, mimo że nie stawiałem oporu i to ja byłem ochraniany. Dawali sprzeczne komendy: najpierw żeby iść, później zatrzymać się, wszystko w jednym czasie. Chaos. Zdążyłem jeszcze dostać koło ucha rzuconą z tłumu petardą. Kiedy na chwilę stanęliśmy przy policyjnych wozach, usłyszeliśmy, że „to nasza wina”, „Najpierw sami prowokujecie, a później oczekujecie, żeby policja was chroniła. Może jeszcze do domu odwieźć?”. Dowiedzieliśmy się też, że „nie wiemy co robimy”, „NOP to nie faszyści” (!) i „nie mamy racji”. Jak również, że sąd zajmie się tym, czy zakłócaliśmy (!) manifestację. Pewnie było tego więcej, przez stres pamiętam tylko co bardziej „soczyste” kawałki. Policjanci odprowadzili nas tylko do linii radiowozów, nie dali nam poczekać, a następnie, po sugestii, żebyśmy się już dziś więcej na Rynku nie pojawiali, kazali odejść. Kilkadziesiąt metrów dalej, idąc już bez policyjnej „ochrony”, wdepnęliśmy na kibolską „czujkę”, która najpierw nas zaczepiała, a później długo szła naszym śladem, stopniowo zmniejszając odległość. Umknęliśmy cali i zdrowi tylko dzięki pomocy przypadkowych ludzi, którzy „przechowali” nas chwilę i odwieźli autem. Niestety, takie zachowanie policji to norma, spotkałem się z tym też przy innych demonstracjach.

*A.*: Stanęliśmy w bezpiecznej odległości od demonstrantów, przy patrolu policji, który od razu się od nas odsunął. Było bardzo mało policji, jak na tak liczne zgromadzenie. Funkcjonariusze zainteresowali się nami, spisali dane z dowodów, hasła z transparentów (trzeba było im je przetłumaczyć). Poczułam się jak przestępca, policjanci ewidentnie byli nam niechętni. Kiedy manifestanci nas otoczyli, spytałam stojącego obok policjanta, czy mogliby wyprowadzić nas z Rynku. Powiedział coś w stylu „najpierw prowokujecie, a potem chcecie, żebyśmy was ochraniać, a może jeszcze odwieźć do domu?”. Wtedy zrobiło się niebezpiecznie, tłum się zagęścił, wyrwali nam transparenty, kopnęli J.. Policjanci musieli interweniować, wyprowadzili nas w sąsiednią ulicę, koło służbowych samochodów. Miałam wrażenie, że puściły im nerwy – któryś powiedział „popatrzcie co zrobiliście”, wskazując na tłum. Jeden z funkcjonariuszy stwierdził, że NOP to nie faszyści, że się mylimy (bezstronność policji?). Inny go uciszał. Nie wiedzieli, co z nami zrobić, byli przestraszeni, mówili, że to nasza wina, że sami to sprowokowaliśmy. Mimo wszystko podziękowałam im za ochronę. Po tym wszystkim przemykaliśmy przez miasto, śledzeni przez grupkę kiboli. Policja oceniła manifestację jako „pokojową”. Czy można nazwać pokojowym zgromadzenie, którego uczestnicy, zamiast rozjeść się, atakują ludzi?”