We wtorek w poznańskim sądzie zaczął się proces w sprawie rasistowskiego incydentu z października ubiegłego roku. Soroosh, młody Irańczyk, absolwent poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza, wsiadł wieczorem do pełnego ludzi tramwaju linii nr 16. Chciał z mostu Rocha dojechać na ul. Wrocławską, ale podróż musiał skończyć wcześniej, już na pierwszym przystanku.

Stanął przy drzwiach. Obok stał inny pasażer, 34-letni Dawid K. – Wyglądał, jakby trenował boks, bo miał złamany nos. W ręce trzymał piwo, rozmawiał z kimś przez telefon – zapamiętał Irańczyk.

Gdy tramwaj ruszył, Soroosh usłyszał: „Odsuń się!”. Nie zareagował, bo myślał, że mężczyzna mówi do telefonu. Ale po chwili słowa się powtórzyły. – Zorientowałem się, że chyba mówi do mnie. Odsunąłem się o krok. Ale po chwili pomyślałem sobie: „Zaraz, przecież jestem w miejscu publicznym, stoję obok tego mężczyzny, ale nie naruszam jego przestrzeni prywatnej”. I wróciłem na poprzednie miejsce – opowiadał Irańczyk we wtorek w poznańskim sądzie.

Zapamiętał, że mężczyzna kilka razy użył słowa „koza”. Wtedy odpowiedział: „Jestem z Gruzji”. Bo – jak wyjaśnił we wtorek – Gruzja to kraj chrześcijański i myślał, że to uspokoi mężczyznę.

Ale zapewnienia, że jest Gruzinem, nie pomogły. Dopiero wtedy zareagowała jedna z pasażerek. „Zostaw go” – powiedziała do mężczyzny. Irańczyk wykorzystał ten moment, sięgnął po telefon i włączył nagrywanie.

Więcej w Wyborczej