Wojciech Karpieszuk: Po co ta debata?

Paula Sawicka, prezeska stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita: Główny cel to budzenie wrażliwości, na złe, nienawistne słowo niemal wszechobecne w przestrzeni publicznej. Przyzwalamy na nie, bagatelizujemy je, odwracamy głowę i idziemy dalej. Rozmowa jest potrzebna, żebyśmy zrozumieli, że obojętność czyni nas współwinnymi. Tego uczył Marek Edelman i od razu przestrzegał, że zło może urosnąć. Stąd tytuł debaty, którą dedykujemy Markowi Edelmanowi w pierwszą rocznicę śmierci.

Miejsce debaty – Teatr Polski, to przypadek?

To nie przypadek, to zasługa i inicjatywa Andrzeja Seweryna, któremu zależy na obecności kultury i jej ludzi w debacie o ważnych problemach. Wierzymy w przymierze działalności obywatelskiej i kultury. Dla nas, jego początkiem było wsparcie jakiego udzielili nam Joanna i Krzysztof Krauze, przekazując honorarium za emisję swojego filmu w telewizji Farfała na działalność Otwartej Rzeczpospolitej. Teraz pora, by podjąć wspólne działania. Dlatego teatr jest miejscem, gdzie będziemy debatować o sprawach ważnych, też o kulturze.

Na kimś wam szczególnie zależy?

Na młodych. Zaprosiliśmy do panelu ludzi pracujących słowem i znających jego ciężar. Będzie można ich posłuchać, ale także, i na tym nam bardzo zależy, również wziąć udział w dyskusji. Zadawać pytania i wypowiadać własne zdanie. Zależy nam, żeby młodzi zasmakowali w dyskutowaniu na trudne tematy i żeby na następną debatę przyprowadzili kolegów. W szkołach brakuje trudnych tematów.

Jak reagować na mowę nienawiści?

Zgłaszać do prokuratury, na policję: w takim dniu, w takim miejscu, dopuszczono się czynu, które uważam za przestępstwo np. sprzedaż Mein Kampf, ale przedtem trzeba się poznać prawo i co jest przestępstwem. Temu też służy debata.

 

Co to da? Prokuratura pewnie i tak umorzy sprawę.

Każda sytuacja, kiedy ludzie reagują, nagłaśniają powoduje, że coś się zmienia na lepsze. Dzięki temu nasza praca u podstaw z policją, organami ścigania nabiera sensu i znaczenia, rzadziej usłyszymy np. od policjanta, że ma tyle ważnych spraw, a my głowę zawracamy głupstwami. Chcemy debatować, żebyśmy się nauczyli nie bać reagować na mowę nienawiści.

Co roku w Warszawie 11 listopada chłopcy z ONR i NOP maszerują w brunatnych koszulach, z pochodniami, hajlują, krzyczą: ”Precz z żydowska okupacją”. Gdzie jest granica: to już mowa nienawiści, a nie prawo do wyrażania własnych poglądów?

Dla mnie ta granica jest oczywista, jest tam, gdzie zaczyna się czyjaś krzywda. Wolność słowa, podobnie jak inne wolności nie jest nieograniczona, bo ograniczenia narzuca życie w społeczeństwie. Pamiętamy o prawach, jakie daje nam Konstytucja – pamiętajmy, że zapisaliśmy w niej również obowiązki, a w ustawach nakazy i zakazy. Niektóre chronią praw mniejszości, jednej z ważniejszych zasad demokracji. Rzadko kto kontestuje np. ograniczenie prędkości na drodze osiedlowej, a bywa, że orzeczeniem sądu przyzwala się na legalne demonstrowanie z hasłami: ”Wypędzimy Żydów”, powołując się na wolność słowa lub na to, że zakazanym prawem nawoływaniem do nienawiści  byłby okrzyk: ”wypędźmy”. To znaczyłoby, że nienawiść zależy od formy gramatycznej – dla mnie, tak orzekający sędzia nie rozumie prawa. To trzeba nam wszystkim uświadamiać. W imię wolności zgromadzeń urzędnicy wydają zezwolenia na marsze ugrupowań, które otwarcie, w artykułach programowych, wyrażają ideologię zasadzającą się na wzbudzaniu i sianiu nienawiści. Dlaczego co najmniej od dwóch lat widzimy tych ludzi maszerujących ulicami Warszawy 11 listopada? To hańbi Święto Niepodległości. Urzędnik nie jest zwolniony od myślenia. To wstyd!

Myśli pani, że młodzi przyjdą na debatę, że są w ogóle zainteresowani tematem?

Mam nadzieję, że przyjdą. Będzie to okazja, by mówić własnym głosem, usłyszeć, co myślą inni i być wysłuchanym. Nauczyć się, że można mieć wpływ na rzeczywistość, że coś od nas zależy, że nie wystarczy umieć żądać, że trzeba umieć brać na siebie odpowiedzialność.