W dniach 1–2 kwietnia na adres poczty elektronicznej Otwartej Rzeczpospolitej, na nasze konto na Facebooku i na prowadzony przez Stowarzyszenie portal, na którym można zgłaszać przypadki mowy nienawiści i dyskryminacji, nadesłano wyjątkowo wiele atakujących naszą działalność wypowiedzi. W większej części korespondencji monotonnie powtarzały się – często powielane na zasadzie „Kopiuj–Wklej” – te same oskarżenia i zarzuty.

Nadesłane teksty  zarzucają nam:

– że sami posługujemy się językiem nienawiści (w takich wypadkach prosiliśmy, aby podawać przykłady, ale nie dostawaliśmy odpowiedzi),

– że uśmiercamy wolność słowa i w ten sposób uniemożliwiamy kształtowanie i umacnianie demokracji,

– że chcemy wyrządzić jak największą krzywdę jak największej liczbie osób,

– że łamiemy prawo do wolności słowa i opinii oraz do ich rozpowszechniania, gwarantowane m.in. przez Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

Pozostała korespondencja to wulgaryzmy i wymysły.

Oto nasza odpowiedź na zarzuty merytoryczne.

Nikomu nie narzucamy jakichkolwiek opinii i poglądów, które są prywatną sprawą każdego.

Nie działamy przeciwko demokracji. Przeciwnie – to właśnie ci, którzy znieważają i głoszą nienawiść do ludzi innej narodowości, innego koloru skóry czy wyznania, ci, którym marzy się ustrój na to pozwalający, nienawidzą demokracji i dążą do jej obalenia. Bo to demokracja gwarantuje prawa każdego obywatela – także należącego do etnicznej czy religijnej mniejszości – i broni go przed znieważeniem, agresją słowną i dyskryminacją.  Czy realizując nasze cele i zwalczając język nienawiści i pogardy, robimy komuś krzywdę? Niewątpliwie tak. Ktoś słusznie powiedział: „Uniemożliwić zadawanie zła to też jest zło dla wielu ludzi, tych, którzy są bardzo nieszczęśliwi bez nieszczęścia innych. Ale niech już oni będą nieszczęśliwi. Ktoś musi być nieszczęśliwy, inaczej się nie da.” To bardzo rozsądne spostrzeżenie dodaje nam otuchy i umacnia w postanowieniu kontynuowania naszej działalności.

Działamy, odwołując się do obowiązującego w Rzeczpospolitej prawa, a dokładniej – kodeksu karnego, który m.in. przewiduje odpowiedzialność karną

– ZA PUBLICZNE NAWOŁYWANIE DO NIENAWIŚCI NA TLE RÓŻNIC NARODOWOŚCIOWYCH, ETNICZNYCH, RASOWYCH, WYZNANIOWYCH ALBO ZE WZGLĘDU NA BEZWYZNANIOWOŚĆ, a także ZA PUBLICZNE PROPAGOWANIE FASZYSTOWSKIEGO LUB INNEGO TOTALITARNEGO USTROJU PAŃSTWA (art. 256 k.k.),

– ZA PUBLICZNE ZNIEWAŻENIE GRUPY LUDNOŚCI LUB POSZCZEGÓLNEJ OSOBY Z POWODU JEJ PRZYNALEŻNOŚCI NARODOWEJ, ETNICZNEJ, RASOWEJ, WYZNANIOWEJ ALBO Z POWODU JEJ BEZWYZNANIOWOŚCI (art. 257 k.k.).

Wskazując i piętnując przypadki wypowiedzi, w których mogło dojść do naruszenia tych zasad, nie łamiemy prawa do wolności myśli, wyrażania opinii i ich rozpowszechniania gwarantowanego przez Europejską Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Konwencja ta bowiem w odpowiednich artykułach dotyczących tych wolności (art. 9, 10, 11) wprowadza ograniczenia „PRZEWIDZIANE PRZEZ USTAWĘ I KONIECZNE W SPOŁECZEŃSTWIE DEMOKRATYCZNYM z uwagi na interesy bezpieczeństwa publicznego, ochronę porządku publicznego, zdrowia i moralności lub OCHRONĘ PRAW I WOLNOŚCI INNYCH OSÓB” (art. 9 pt. 2). Wolność słowa, czyli prawo do publicznego głoszenia własnych poglądów, nie może uprawniać do ograniczania praw i wolności innych. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja.