Kazanie o „żydowskiej pasywności” nie było antysemickie – ks. Międlar odwoływał się do Biblii. ONR nie nawoływał do „wieszania syjonistów”, choć słychać to na nagraniach. Neonaziści nie świętowali przy płonącej swastyce, ale przy „symbolu słowiańskim”. Wszystkie te, budzące złość i wątpliwości, uzasadnienia pochodzą z jednej prokuratury – Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

Postępowanie w sprawie Międlara umorzył razem z wątkiem haseł ONR-owców skandowanych po kazaniu. W materiale TVN 24 słychać okrzyki: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć syjoniści!”. Wznosił je np. człowiek z tubą, który podrzucał hasła narodowcom. Tymczasem prokurator Czeszkiewicz stwierdził: oględziny nagrań nie potwierdziły, że wznoszono hasło. Kiedy zażalenia na decyzję złożyło stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita i kilka osób, prokuratura ich nie przyjęła, bo złożyły je „osoby nieuprawnione”.

– Dwukrotnie składaliśmy zażalenia. Odpowiedziano nam, że nie jesteśmy stroną. Zanim PiS doszedł do władzy, prokuratura przyznawała nam status pokrzywdzonego w podobnych sprawach – mówi Paula Sawicka, przewodnicząca Rady Programowej Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita,  które od lat walczy z antysemityzmem i rasizmem.

– Sądzę, że to nie tyle zmiana podejścia, ile kwestia doboru prokuratorów – mówi Paula Sawicka z Otwartej Rzeczpospolitej. – Problem „rzymskich pozdrowień”, „swastyki jako symbolu szczęścia” nie jest nowy. Byli już prokuratorzy, którzy widzieli w czynach i mowie nienawiści „wygłupy”, mało ważne i marginalne. Albo inni z poglądami przesyconymi stereotypami i uprzedzeniami. Zmieniła się sytuacja polityczna w Polsce. Dziś władza dobiera takich śledczych, którym wystarczy dać odgórnie przyzwolenie. Nie trzeba ich zachęcać do tolerowania lub niedostrzegania czynów nienawistnych. Oni już to umieją – twierdzi. Skąd to przyzwolenie? – Może władza nie chce zniechęcać do siebie sprawców nienawistnych czynów, może liczy, że opowiedzą się po jej stronie i zaatakują jej przeciwników? Głoszenie nienawiści staje się orężem walki politycznej – dodaje Sawicka.

Więcej w tekście Joanny Klimowicz i Łukasza Woźnickiego w Gazecie Wyborczej