Tzw. obrońcy życia skleili wizerunek prof. Romualda Dębskiego z martwymi płodami, nazwali go człowiekiem bez sumienia. Czas powiedzieć: STOP! Jestem feministką i ateistką, zwolenniczką pełnej wolności kobiety do decydowania o swoim ciele. Zarazem tzw. boską matką, bo zdecydowałam się urodzić dziecko, sama cierpiąc na chorobę nowotworową. Decyzja tym trudniejsza, że jestem po czterdziestce i mam już dwoje starszych dzieci, które wychowuję samotnie.

Przed aborcją nie powstrzymał mnie dobry pan Bóg, ale przede wszystkim lekarze ze Szpitala Bielańskiego w Warszawie. Wolni od ideologii zapewnili najlepszą możliwą diagnostykę, opiekę prenatalną i poporodową dla mnie i mojego synka. Na każdym etapie wspierali, informowali, dawali wybór i poczucie bezpieczeństwa. Nie byłam popsutym workiem dla dzidziusia, a kobietą, która ma szansę dać życie.Jak w ogóle mogło do tego dojść w „Rzeźni nr 2”? Tak przecież właśnie Szpital Bielański nazywają „obrońcy życia”.

Placówka od lat jest obiektem ataku zwolenników zaostrzenia prawa aborcyjnego. Ataku bezpardonowego, prymitywnego, przekraczającego wszelkie normy przyzwoitości.Kilka dni temu byłam na wizycie z synkiem w poradni neonatologicznej przy szpitalu. Kiedy zobaczyłam nową formę protestu, coś we mnie pękło. Najnowsza kampania pod Bielańskim jest bowiem wyjątkowo plugawa i niedorzeczna. Jej „twarzą” został prof. Romuald Dębski, jeden z najwybitniejszych ginekologów w Polsce, szef ekipy wdrażającej najnowocześniejsze metody leczenia z zakresu ginekologii i położnictwa. Człowiek, który przywitał na świecie mojego syna. Jego ogromne zdjęcie portretowe zostało doklejone do zwłok płodów.

Cały list Elizy Doleckiej w serwisie kobieta.gazeta.pl