Ta rozpisana na wiele głosów dramatyczna opowieść o polsko-żydowskich relacjach jest  w istocie polskim sporem wewnętrznym – o antologii „Przeciw antysemityzmowi” pod red. Adama Michnika pisze Michał Jagiełło.

Na ogół przyjmuje się, że pojęciem „antysemityzm” określa się: postawę niechęci i wrogości wobec Żydów i osób pochodzenia żydowskiego; prześladowania i dyskryminację Żydów jako grupy wyznaniowej, etnicznej lub rasowej; poglądy uzasadniające takie działania1. Mamy tu więc rozległy obszar rozciągający się od „zwyczajnej” niechęci aż po skrajne formy prześladowania. To oczywiste, że każda postać tej społecznej przypadłości powinna być oceniana negatywnie – albowiem nie ma „dobrego” antysemityzmu – ale nie będzie chyba relatywizmem stwierdzenie, że zło, także i to wyrządzane przez słowa, też bywa stopniowalne. Pracujący w słowie są nieuchronnie w większym lub mniejszym stopniu zanurzeni w swoim czasie, w danym im kontekście intelektualnym, ideowym, politycznym i sytuacyjnym. Prawidłowość ta dotyczy tak naszych poprzedników, jak i nas samych. Powinno to nas ustrzec od absolutyzowania naszego „dziś”, od oceniania wypowiedzi z przeszłości według aktualnie przyjętych standardów. Warto o tym pamiętać podczas lektury tekstów omawiających „kwestię żydowską”, opłaca się dociekliwość na trzy pytania: o autora, o czas powstania konkretnego tekstu (przed Zagładą czy po tym strasznym wydarzeniu!), o kontekst…

 

Trzy grube tomy, ponad trzysta dwadzieścia tekstów. Wielka antologia Przeciw antysemityzmowi 1936-2009 w wyborze, ze wstępem i w opracowaniu Adama Michnika, który we Wstępie wyznaje: Powód mojego zainteresowania niniejszą antologią (…) jest osobisty – chciałem udowodnić, że Polacy nie wyssali antysemityzmu z mlekiem matki. Nieraz słyszałem taką opinię i zawsze mnie ona irytowała. Przecież wiedziałem, że polska kultura dostrzegła truciznę antysemityzmu i zmagała się z nią. I zaraz po tym idą odpowiednio dobrane wypowiedzi Witolda Gombrowicza (Dziennik) oraz Tadeusza Konwickiego (Kalendarz i klepsydra). Już w samej strukturze Wstępu mamy wyraźne wskazanie, że usłyszymy tu wiele głosów dyskretnie zestrojonych przez autora-antologistę tego imponującego wyboru tekstów o jednym z najważniejszych polskich problemów. A jest nim nasz stosunek do Żydów, a zatem i nasza, polska wersja antysemityzmu. Oczywiście, można by sporządzić równie obszerną antologię złożoną z tekstów antysemickich, ale naszego autora to nie interesuje. Ten trud pozostawiam (…) czcicielom antysemityzmu – wtrąca Michnik. Co pozwolę sobie skomentować stwierdzeniem, że taki przegląd miałby znacznie więcej tomów niż niniejszy, i że postawy antysemickie wciąż są w polskim społeczeństwie niepokojąco głęboko zakorzenione. Jak głęboko? Nie wiemy, każdy z nas ma tu swoje przypuszczenia.

 

Zasadniczy korpus dzieła stanowi publicystyka, ale jest tu także poezja oraz przykłady prac naukowych pisanych przez historyków i socjologów. Autor przyznaje, że dość przypadkowy wybór owych artykułów żadną miarą nie zdaje sprawy z obecnego stanu badań nad „kwestią żydowską” w Polsce. Zdecydował się włączyć je do antologii, ponieważ – jak pisze – kierowała mną następująca obserwacja: żyje dziś w Polsce bardzo wielu ludzi, którzy jeśli nawet nie okazują jakichkolwiek uprzedzeń antyżydowskich, to jednak skłonni są podzielać rozmaite mity antysemickie. Cztery z tych mitów wydają mi się szczególnie rozpowszechnione: 1) w latach 1939-41 na terenach wschodnich, zajętych przez Związek Radziecki, Żydzi masowo kolaborowali z władzą okupacyjną (…); 2) pod okupacją hitlerowską procederem szantażowania Żydów i wydawania ich w ręce okupanta niemieckiego zajmowali się jednie folksdojcze i ludzie skrajnie zdemoralizowani, z przeszłością kryminalną; 3) po 1945 r. to właśnie Żydzi stanowili trzon Urzędu Bezpieczeństwa (…), to na nich spoczywa cała wina za gehennę żołnierzy Armii Krajowej w komunistycznej Polsce; 4) antysemityzm w dzisiejszej Polsce jest zjawiskiem (…) marginalnym (…), pozbawionej legitymizacji politycznej czy kulturowej. Pośród ponad trzystu dwudziestu tekstów pomieszczonych w antologii są i takie, których autorzy próbują rozbroić owe niebezpieczne mity.

 

Otóż jeżeli ktoś pragnie rozbroić owe niebezpieczne mity, droga do tego jest tylko jedna – mówić prawdę, przedstawiać fakty, skupić się na konkretach, przytaczać liczby. Tym właśnie zajmują się uczeni – i stąd ich publikacje w mojej antologii.

 

Ta rozpisana na wiele głosów dramatyczna opowieść o polsko-żydowskich relacjach jest w istocie polskim sporem wewnętrznym. Jest on formalnie zamknięty granicznymi datami (1936-2009), ale zaczął się dużo wcześniej, co przypomina intrygujący Prolog: 1900-1936. W którym występują: Stefan Bratkowski – Nowy antysemityzm polski ( z książki Pod tym samym niebem. Krótka historia Żydów w Polsce i stosunków polsko-żydowskich, 2006), Jan Baudouin de Courtenay – Kwestia żydowska w państwie polskim (z książki pod tym tytułem, 1923) oraz Czesław Miłosz – Żydzi –lata dwudzieste (z książki Wyprawa w Dwudziestolecie, 1999). Przy czym ten ostatni przywołuje w swoim eseju wypowiedź Tadeusza Hołówki (Kwestia narodowościowa w Polsce, 1922) oraz publicystykę „Przeglądu Wileńskiego” (1922-1926) i „Naszego Przeglądu” (1927, 1930). Zauważmy, że już tu, na samym początku Michnikowego dzieła, ujawnia się swoista wartość dodatkowa antologii, a jest nią przemyślana konstrukcja całości, dzięki czemu poszczególne teksty – jakże często odnoszące się polemicznie lub aprobatywnie do wypowiedzi z dalszej czy bliższej przeszłości – nie tylko, że nie tracą swej indywidualności, ale stają się organiczną częścią niezwykłej, gęsto tkanej, wielowątkowej chwilami wstrząsającej p o w i e ś c i. I zarazem spowiedzi! Pierwszej takiej w naszym piśmiennictwie. Antologia porusza kwestie zasadnicze – trudne, splątane, bolesne. Nie da się jej ani przemilczeć ani upchnąć w bibliotecznych magazynach. Zapewne tak jej ideowa wymowa, jak i jej architektura złożona ze słów stale będą obrastać uwagami, omówieniami i komentarzami. Trzeba będzie niejeden raz odmówić tę ofiarowaną nam przez Adama Michnika l i t a n i ę. Zacznijmy już teraz: 1936-1939. Iperyt rasizmu; 1936-1939. Żydowskie ławki; 1936-1939. Korporanci idą (poezja i satyra); 1939-1945. Po obu stronach muru; 1939-1945. Non omnis moria (wiersze o Zagładzie); 1945-1947. Potęga ciemnoty; 1945-1955. Egzekucja pamięci. Wiersze; 1956-1957. Antysemityzm ludzi łagodnych i dobrych; 1967-1969. Wygnanie z Polski; Sławne to były dzieła… Satyra 1968; 1970-1981. Bitwa nad Grunwaldem; 1982-1989. Biedni Polacy patrzą na getto; Po 1989. Szkic do opisu i diagnozy; 2001-2004. Wokół zbrodni w Jedwabnem; Po 1989. Choroba murów.

 

Ponad trzy tysiące stron, w tym zaledwie osiem to Wstęp – nie sążnista naukowa rozprawa, tylko iskrzący się esej w typowym dla autora stylu. Bez tzw. aparatu, tylko ze sprowadzonymi do koniecznego minimum notami wydawniczymi. Bez prowadzenia czytelnika za rękę i wskazywania mu właściwych ścieżek w gąszczu tekstów. Bywa, że niejednoznacznych… Dzięki czemu otrzymaliśmy w darze nową jakość: i antologię, i zarazem osobistą, spojoną osobowością Adama Michnika litanię-księgę oddającą sprawiedliwość tym, którzy byli p r z e c i w. A to często znaczyło: mieć cywilną odwagę i przeciwstawiać się swojej narodowej i wyznaniowej wspólnocie.

 

Na początku stycznia bieżącego roku w szczelnie wypełnionej sali Żydowskiego Instytutu Historycznego na spotkaniu prowadzonym przez Andrzeja Nowakowskiego (Universitas), z udziałem Autora, o antologii wypowiadali się Andrzej Urbański i historyk August Grabski (ŻIH). Ten ostatni co prawda przyznał, że jest to dzieło wielkie, ale ułomne, bo dobór tekstów nie jest reprezentatywny: zmarginalizowane została rola KPP, nie zauważono antyrasistowskiej publicystyki PPR i PZPR, promowane są natomiast „Tygodnik Powszechny” i miesięcznik „Więź”. Michnik odpierał zarzuty sypiąc nazwiskami komunistów, którzy są obecni w jego zbiorze, co jest dowodem, że ów nurt jest tu dostatecznie mocno reprezentowany. Natomiast zdaniem Urbańskiego książka przewartościowuje sposób patrzenia na XX w., mówi o najważniejszym problemie kultury polskiej tego stulecia: . Kultura przez cały XX w. walczy z totalitaryzmem. Polska pokusa totalitaryzmu to antysemityzm. Wszystkie teksty mają podwójną naturę, są szlachetne, a z drugiej strony mówią o postawach haniebnych, barbarzyńskich, zbrodniczych.

 

Pod koniec spotkania z sali padło pytanie: – Skąd się wziął antysemityzm? – Kiedyś – wspominał Michnik – o to samo spytałem Czesława Miłosza. Odpowiedział: „Każda odpowiedź na to pytanie jest usprawiedliwieniem antysemityzmu”2. Coś w tym jest. Każda próba wyjaśniania genezy antysemityzmu dość szybko dociera do punktu z napisem „charakter narodowy”, a to w każdym przypadku owocuje nieuprawnionymi uogólnieniami tak cnót, jak i wad. Co nie znaczy, że każde krytyczne spojrzenie na jakiś wybrany aspekt np. z „kanonu polskości” – jest działaniem antypolskim, i że zakazana jest pod groźbą oskarżenia o antysemityzm jakakolwiek krytyczna ocena którejś ze składowych żydowskiej tożsamości. Jan Baudouin de Courteney pozwolił sobie na taką oto opinię: Bóg żydowski jest bogiem wyłącznie narodowym, przejawiającym prawdziwie małpią miłość (Affenliebe) do swych dzieci ulubionych i mający do nich pretensję, jeżeli w stosunku do innych ludów nie kierują się bezwzględnym okrucieństwem”. Ten Bóg – kontynuował wybitny językoznawca i zdeklarowany demokrata – stał się Bogiem chrześcijańskim, a połączenie imperializmu rzymskiego z megalomanią żydowską spłodziło katolicyzm, dążący do opanowania świata całego 3. Nie brzmi to dobrze, ale nie jest przecież przejawem antysemityzmu4. Zresztą, jak wiemy, choroba ta też ma różne natężenia. Wystarczy otworzyć antologię na artykułach Aleksandra Świętochowskiego, Jerzego Hulewicza, Karola Wiktora Zawodzińskiego czy Bogusława Miedzińskiego, aby się o tym przekonać. Teksty te, czytane dziś, wiele lat po ich napisaniu – zdają się wskazywać, że ich miejsce jest raczej w antologii publicystyki antysemickiej – przyznaje we Wstępie autor antologii. I przypomina: Czytając te teksty, trzeba pamiętać o specyfice czasów, w których były pisane. (…) Publicyści najbardziej otwarci na kwestię żydowską głosili program asymilacji, nie bacząc na to, że dla Żydów oznacza on konieczność wyrzeczenia się własnej religii, własnego języka, własnej, bogatej tradycji kulturalno-obyczajowej. Tym cenniejsze jest wyznanie Emila Zegadłowicza, uważającego (w 1937 r.) za swój obowiązek stać zawsze po stronie krzywdy, w obronie praw człowieka, stowarzyszanie się jawne i nieustępliwe z tymi, którzy są lżeni, poniewierani, podawani w pogardę, bici i przeganiani ze swoich domów i warsztatów pracy. Bo odpowiedzialny w swym poczuciu pisarz musi postępować jak uczciwy lekarz z powołaniem – nie bać się epidemii, zwalczać ją w ognisku największego natężenia.

 

Nie, to nie jest łatwa księga. Tu wcale nie jest tak, że przekonani przekonują przekonanych. Przecież tenże Zegadłowicz w tym samym eseju pisał, że szowinizm to najposępniejszy wytwór tak przecież do ponurości skłonnego fanatyzmu żydowskiego, i że Mojżesz jest patronem wszystkich endeków na całym świecie, tak jak Chrystus jest ich antytezą. Oczywiście, w antologii nie ma tych, którzy w okresie międzywojennym współtworzyli rodzimy skrajny antysemityzm, ale i tak jest w niej dostatecznie wiele zdań wzbudzających sprzeciw. I słusznie. Może jednak warto zrobić następny krok,

 

i zapytać siebie: a jak ja bym się wypowiadał w tamtym czasie? Zakładam, że solidaryzowałbym się z Marią Dąbrowską (Doroczny wstyd, 1936) potępiającą burdy na uniwersytetach, przestrzegającą, że wielki cham nadciąga na Polskę nie z dołu, tylko z góry, i jeśli nie znajdzie oporu, zwróci się niebawem przeciwko wszystkiemu, co prawe, światłe, szlachetne i rozumne. Że uznałbym za swoją opinię, że wśród winnych tych skandalicznych zajść znajduje się kler, który gorliwie zajmuje się… Hiszpanią, ale nigdy nie wykorzystał swych wpływów dla potępienia bojówek i gwałtów, dokonywanych przecież pod hasłem katolicyzmu i krzyża. Ale na jakiej podstawie opieram przypuszczenia, że nie szedłbym też tropem Józefa Łobodowskiego piszącego: Wieki ucisku i niedoli wypaczyły charakter narodu żydowskiego pod wieloma względami, czy Karola Irzykowskiego perorującego, że żydowszczyzna, ów przykry objaw semityzmu (…), nie polega tylko na zakrzywionym nosie czy niewłaściwej wymowie głosek, lecz na tym, że wzbudza w nas osobliwe poczucie obcości i niebezpieczeństwa. A może zgadzałbym się z takim oto wyznaniem Konrada Gorskiego: uważam postulat walki z zalewem ekonomicznym i kulturalnym Żydów za jeden z najistotniejszych punktów żywotnych dążeń narodu polskiego. Ale tylko środkami zgodnymi z etyką chrześcijańską, czyli – bez fizycznej przemocy. Jak próbowałbym, powiedzmy: jako polski patriota o demokratycznych poglądach, rozwiązywać i w teorii i w życiu tak istotny problem, jakim były pożądane relacje polskiej większości z mniejszościami narodowymi? I to w sytuacji, gdy niepokojąco wysoki odsetek obywateli polskich nie uznawał tego państwa za naprawdę swoje, i że miliony z nich nie tylko, że odrzucały asymilację, ale wręcz programowo nie chciały się integrować z Polakami? Jak wiemy, nawet dziś nie brakuje państw borykających się z tego rodzaju trudnymi i skomplikowanymi zagadnieniami.

 

Publicystyka drugiej połowy lat 30. ubiegłego wieku dlatego jest tak ważna, ponieważ antysemityzm tamtego okresu tak głęboko wrósł w znaczną część Polaków, że nie zniknął nawet po Zagładzie a jego ślady istnieją po dziś dzień. Co w sposób dobitny potwierdza wiele tekstów pomieszczonych w antologii, w tym praca Ireneusza Krzemińskiego pt. Postawy antysemickie po dziesięciu latach i ich wyznaczniki (2004). To właśnie wtedy w powszechnej świadomości Polaków (i innych europejskich narodów) zagnieździło się przekonanie, że Żydzi prowadzą wszędzie pasożytniczy tryb życia, i że są – niczym złośliwe mikroby – elementem zakażającym z natury zdrowe chrześcijańskie społeczności. Że byli, są i będą obcy. W ogóle politycy, ideolodzy, dziennikarze, ludzie kultury, duchowni wszystkich chrześcijańskich wyznań usilną pracą wmówili swoim społeczeństwom, że Żydzi powinni z n i k n ą ć, zejść z oczu Europy. Nie inaczej było i u nas: Polacy i inni obywatele II RP nie byli przygotowani na ludobójstwo, byli jednak oswojeni z marzeniami o państwie u w o l n i o n y m od Żydów. Więc gdy nadeszła Zagłada, to… Poprzestanę na określeniu: to nie zostali opłakani.

 

Miałem to szczęście, że w moim rodzinnym wiejskim domu użalano się nad losem Żydów, ale dostatecznie często słyszałem i w swojej wiosce i gdzie indziej uznanie dla Hitlera – że „zrobił z n i m i porządek! – abym miał prawo przypuszczać, że tak myślało i mówiło wielu. I stąd oburzone zdumienie, że garstka z nich jednak przetrwała, że niektórzy próbują wracać do swoich domów. I jeszcze ta „żydokomuna”…

 

W antologii spotykamy tych, którzy przeciwstawiali się nie tylko skrajnemu rasistowskiemu antysemityzmowi, ale i innym jego formom. To prawdziwa biblioteka tekstów – tak kanonicznych już dla tytułowego tematu, jak i nie znanych szerszemu gronu czytelników, jak np. rewelacyjny List do ojca Jana Ryszarda Bychowskiego z grudnia 1943 r. („Zeszyty Literackie” 34/1991). To uczciwa rozmowa o relacjach polsko-żydowskich bez uciekania od trudnych kwestii w szlachetnie brzmiące ogólniki. Widać w tym rękę Adama Michnika-eseisty i myśliciela, w którego twórczości tak ważne miejsce zajmuje rzetelny opis procesów zachodzących w Polsce w dwudziestym stuleciu. Także i różnych postaci antysemityzmu. I dlatego w jego antologii zaraz po propozycji Jerzego Zawieyskiego: Nie badajmy genezy tych ciemnych sił, a raczej zastanówmy się, jak je zwalczyć i obezwładnić (Nadzieja ludzi dobrej woli, 1947), idą teksty Andrzeja Paczkowskiego (Żydzi w UB. Próba weryfikacji stereotypu (2001) i Henryka Szlajfera (Szczątkowa obecność i „żydokomuna” (2003). Ten ostatni przytacza zapisek z czerwca 1947 r. w Dziennikach Marii Dąbrowskiej: UB, sądownictwo są całkowicie w rękach Żydów. (…) Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków. I jak to ma nie szerzyć w Polsce wrednego antysemityzmu? , dodając od siebie, że opinia ta oddaje raczej powszechnie panujące nastroje i przeświadczenia, aniżeli „niezbite fakty”; nie jest jednak przez to mniej ważna dla zrozumienia dynamiki narodowych stereotypów, ważnych wątków świadomości potocznej. Tenże badacz pisze, że jak bolesna zadra tkwiła też w świadomości Polaków próba przeciwstawienia „dobrych” (bo walczących w ŻOB wspólnie z komunistami) Żydów z getta warszawskiego i oddziałów partyzanckich „złym” żołnierzom AK. O tych „złych” żołnierzach nie kto inny, jak Icchak Cukierman, bohater getta warszawskiego, mówił w marcu 1945 roku jako o członkach „band AK” (…).

 

Jest tu też Abel Kainer (Stanisław Krajewski) z opracowaniem Stosunki polsko-żydowskie (1985), gdzie mówi: Wśród przedwojennej inteligencji komunistycznej w Polsce Żydzi stanowili większość; teraz ludzie ci objęli najwyższe stanowiska. Współtworzyli nową władzę z jej uzależnieniem od ZSRR, zwalczaniem polskich tradycji narodowych i Kościoła. To w sumie potwierdzało wizję „żydokomuny” i wzmagało antysemityzm. Choć po prawdzie – dopowiadał autor – ci Żydzi, którzy pojedynczo, bo nie jako zbiorowość, uczestniczyli we władzy, czynili to jako komuniści, a nie jako Żydzi5.

 

Oczywiście nie mogło zabraknąć Aleksandra Smolara i jego znakomitego eseju Tabu i niewinność (1886), w którym pisał o „tragicznym błędnym kole”: Wielu bardzo Żydów witało entuzjastycznie krasnoarmiejców, bo Polski nie traktowali jako swojej ojczyzny, bo odpychano ich, bo sposób pozbycia się ich z kraju stał się głównym przedmiotem debat publicznych. Wyjaśnia to częściowo ich reakcję. Ale czy może w jakimkolwiek sensie usprawiedliwiać tę postawę, za którą zresztą bardzo szybko musieli zapłacić wysoką cenę?

 

Czas kończyć ten osobisty i jakże wyrywkowy przegląd o tej trudnej i potrzebnej księdze. O tej litanii Adama Michnika – naszej wspólnej Litanii Bolesnej.

 

PS. Artykuł Jerzego Zagórskiego nosi tytuł Żydzi, Polacy i zaminowane dusze a nie Żydzi, Polacy i zaminowany teren – jak wydrukowano w antologii (t. 2, s. 17-28).

 

Michał Jagiełło

 

(„Odra” 2011, nr 3, s. 30-33)

 

Przeciw antysemityzmowi 1936-2009, wybór, wstęp i opracowanie A. Michnik, t. 1-3, TAiWPN Universitas, Kraków 2010

 

1 Por. D. Grynberg, hasło: antysemityzm, w: Wielka Encyklopedia PWN, Warszawa 2001, t. 2, s. 154-155.

 

2 Cyt. za: J. Halcewicz-Pleskaczewski, Bolący ząb, „Gazeta Wyborcza” 2011, nr 9.

 

3 Por. tegoż, Mój stosunek do kościoła, Warszawa 1927.

 

4 Tak jak nie jest nim postawa, którą zaprezentowała Helena Eilstein w książce Biblia w ręku ateisty (Warszawa 2006), będącej analizą krytyczną tekstów biblijnych ze stanowiska ateistycznego i humanistycznego.

 

5 Por. także, A. Kainer [S. Krajewski], Żydzi a komunizm, „Krytyka” 1883, nr 15: II obieg.