Staram się omijać Niemcy. Wiem, że to absurd, że to nie te same Niemcy. Ale tak to jest, wspomnienia są ciągle silniejsze od rozumu. Dlatego byłem tylko raz, krótko, w Berlinie, nie na urlopie, a zaproszony, jako jeden z jeszcze jako tako funkcjonujących świadków, do udziału w otwarciu wystawy „Żydowski Lwów”. Dlaczego do tej synagogi dziś wracam?

Staram się omijać Niemcy. Wiem, że to absurd, że to nie te same Niemcy. Ale tak to jest, wspomnienia są ciągle silniejsze od rozumu. Dlatego byłem tylko raz, krótko, w Berlinie, nie na urlopie, a zaproszony, jako jeden z jeszcze jako tako funkcjonujących świadków, do udziału w otwarciu wystawy „Żydowski Lwów”. Dlaczego do tej synagogi dziś wracam? Z kilku powodów.
Dlatego, że adres niebanalny: ceremonia odbyła się w sali Centrum Judaicum w Neue Synagoge. Zbudowana w latach 1859-66, była to największa żydowska świątynia w Niemczech. Była, ale tylko do roku 1938. Została wtedy, dokładnie 70 lat temu, w nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., spalona przez hitlerowskie bojówki.

 

Nie tylko ona. Zniszczono ich wtedy 267. Pierwszy zorganizowany pogrom hitlerowski pochłonął tysiące żydowskich domów i zakładów. Kilkuset Żydów zabito, 30 tys. zesłano do obozów koncentracyjnych.

Dlatego także, że to w tej synagodze wygłosiłem mój Berliński Kadisz. Ciekawy jest tutaj nie mój występ, ale fakt, że większość moich słuchaczy stanowiła kilkusetosobowa grupa stale rosnącej – już ponad 120 tys., głównie z Rosji, przy bardzo skutecznej pomocy chasydów z USA – nowej wspólnoty żydowskiej w Niemczech.

Nie mam prawa sądzić ludzkich wyborów, ale mój Kadisz, takie lwowskie requiem mówione po polsku w Berlinie do rosyjskich Żydów, nowych i zadowolonych z losu obywateli niemieckich, wrócił do mnie rykoszetem właśnie w kontekście żydowskiej tragicznej Nocy, dziwnie i niemądrze (chyba od odłamków szkła z żydowskich zniszczonych witryn i witraży) zwanej Kryształową, zamiast np. Pogromową.

I dlatego że 17-letni Żyd z Niemiec, szewc Herszel Grynszpan, który z zemsty za prześladowanie rodziców wydalonych z Hanoweru do Polski zastrzelił hitlerowskiego dyplomatę w Paryżu Ernsta von Ratha, dając Hitlerowi pretekst to wywołania „gniewu narodu niemieckiego”, to cześć innego, ale także Kadiszu. Aresztowany we Francji, nie skorzystał z kilku, w wojennym bałaganie, okazji do ucieczki, został przez władze Vichy wydany Niemcom i zamordowany w obozie.

I dlatego, że choć tamtej nocy nikt, albo prawie, nie rozumiał, że idzie Auschwitz, epoka pieców i gazu cyklon, to właśnie ona, ta noc, otworzyła do nich drogę. To wtedy ujawniła się ludobójcza zaraza coraz głębiej zatruwająca społeczeństwo niemieckie.

No i wreszcie dlatego, że podzielone, słabe, ślepe i zatrute kapitulanctwem państwa demokratyczne mają w tym piekielnym procesie swój udział. Ich zgoda na zamordowanie Czechosłowacji rozzuchwaliła Hitlera i pozwoliła mu sformułować podwójny imperatyw jego wojny: przestrzeń życiowa dla Niemców oraz zniszczenie Żydów. Cena milczenia świata będzie ogromna: ruina Europy, miliony trupów i zbiorowe samobójstwo Niemiec.

Pięknie, przez Niemców, odbudowana Neue Synagoge powinna stanowić nie tylko symbol nowych Niemiec, ale także ostrzeżenie. Jasne, rok 1938 się nie powtórzy. Noc, ani kryształowa ani żadna inna, dziś ciągle kulejącej, ale jednak jednoczącej się Europie nie grozi.

Ale, nie sięgając dalej, niedawny przykład Jugosławii wykazuje, ze Noc i jej piekło nie znikły. Przeniosły się gdzie indziej, mają inną treść, inaczej pożerają inne ofiary. I ciągle szukają nowych. A na Neue Synagoge wisi pamiątkowa tablica: „Nie zapomnij!”.

 

Źródło: Gazeta Wyborcza, 10-11 listopada 2008