Były ksiądz, znany z nacjonalistycznych wystąpień, przemawiał na koniec marszu narodowców, gdy pochód, liczący kilka tysięcy osób, dotarł na wrocławski rynek.

– To, że synagogi mogą tutaj stać, na naszej polskiej ziemi, to, że Dutkiewicz i Żydzi mogą się w nich upajać talmudyczną nienawiścią, to jest tylko wynik naszej tolerancji, graniczącej z brakiem roztropności – perorował wtedy były ksiądz. I apelował: – Bądźcie bezlitośni, radykalni w walce ze złem, z kłamstwem, niesprawiedliwością, bezprawiem, niszczeniem polskiego sądownictwa, banderyzmem, talmudyzmem! Wezwał też do delegalizacji Fundacji Batorego, Fundacji Otwarty Dialog oraz stowarzyszenia przeciwko antysemityzmowi i ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita, a także „Gazety Wyborczej” i TVN-u.

– Jeżeli będziemy silni w duchu, w Bogu (…), to tę wojnę zwyciężymy i żadna żydowska, marksistowska horda nie zdejmie naszej flagi i nie podepcze Chrystusowego krzyża – dodał.

Prokuratura oskarżyła byłego księdza m.in. o nawoływanie do nienawiści wobec osób narodowości żydowskiej i ukraińskiej. Oprócz Jacka M. oskarżyła też innego przemawiającego tego dnia w rynku. Chodzi o Mateusza G. z Polskiej Ligi Obrony Terytorialnej. Zdaniem śledczych, miał nawoływać do nienawiści wobec muzułmanów, np. mówiąc: „Nie chcemy islamu, chcemy zdelegalizowania. To nie jest religia”.

Obaj wnioskowali o umorzenie postępowania, ale prowadząca sprawę sędzia nie zgodziła się na to.  Proces rozpoczął się więc w piątek 19 lutego przed Sądem Rejonowym Wrocław-Stare Miasto.

Mateusza G., który nie przyszedł do sądu, reprezentował obrońca. Był za to Jacek M. Nie przyznał się do stawianych zarzutów. Odnosił się do nich w długiej, niemal półgodzinnej przemowie.

Powoływał się w niej na wolność wypowiedzi. Zwracał uwagę, że „środowiska lewicowe” również domagają się delegalizacji np. Obozu Narodowo-Radykalnego. Podkreślał, że jest chrześcijaninem i staje w „defensywnej obronie przed skrajną nienawiścią, która jest także zawarta w neomarksizmie”, na co mają wskazywać także „encykliki i wypowiedzi hierarchów kościoła katolickiego”.  Swoje wystąpienie przed sądem poświęcił jednak przede wszystkim próbie udowodnienia, że to nie on nawoływał do nienawiści. Było wręcz przeciwnie. – Poprzez te słowa to ja stanowczo sprzeciwiałem się ideologicznej nienawiści, której istotę możemy odkryć w takich ideologiach, jak banderyzm, talmudyzm i marksizm – wyliczał M.

Więcej w Wyborczej