Poniżej prezentujemy tekst Anny Bikont „Metamorfozy profesora Jasiewicza”.

Prof. Krzysztof Jasiewicz zaszokował jednych, a zachwycił drugich wypowiedziami o ”podłości żydowskiej” i współwinie Żydów za Holocaust. Takich rzeczy raczej nie mówi się w Polsce publicznie, a już na pewno nie robi tego profesor PAN.

O poglądach, które sam dziś wyznaje, Jasiewicz jeszcze niedawno pisał z obrzydzeniem. Rzadko zdarzają się tak spektakularne wolty. Przychodzi na myśl jeszcze przypadek ks. prof. Waldemara Chrostowskiego, kiedyś współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, który z rzecznika dialogu polsko-żydowskiego przeobraził się w wojującego antysemitę.

Jasiewicz, rocznik 1952, zajmował się przez lata ziemiaństwem. W książce ”Zagłada polskich Kresów” (1997) wspominał Żydów marginalnie, ale z dużą życzliwością. Przytaczał przypadki pomocy udzielanej przez Żydów ziemianom: uprzedzali o grożącej wywózce, dawali schronienie, zebrali kilkaset podpisów swych rodaków pod petycją do NKWD o zwolnienie aresztowanego (poskutkowała), wyjednali u komendanta zgodę na dostarczenie zimowej odzieży do więzienia.

Kilkanaście lat temu za sprawą książki Jana T. Grossa ”Sąsiedzi” Jasiewicz zmienił swoje zainteresowania historyczne.

Pod koniec lat 90. pracował w Pracowni Dziejów Ziem Wschodnich II RP Instytutu Studiów Politycznych PAN i przygotowywał książkę jubileuszową dedykowaną prof. Tomaszowi Strzemboszowi, założycielowi i dyrektorowi pracowni. Profesor miał przejść na emeryturę i w sposób naturalny Jasiewicz, już po habilitacji, był typowany na jego następcę.

Z właściwym sobie rozmachem do księgi jubileuszowej zamówił mnóstwo tekstów. Zwrócił się m.in. do polsko-amerykańskiego naukowca zajmującego się okupacją sowiecką na zachodniej Białorusi (czyli terenach II RP zajętych po 17 września 1939 r. przez Sowietów). Prof. Gross w odpowiedzi przysłał mu szokującą opowieść o tym, jak to w miasteczku na północno-wschodnim krańcu Polski, którego nazwy nikt dotąd nie słyszał, polscy sąsiedzi wymordowali żydowskich sąsiadów. I tak nazwa ”Jedwabne” i świadectwo cudem ocalałego z pogromu Szmula Wasersztajna pojawiły się po raz pierwszy, jeszcze przed ukazaniem się ”Sąsiadów” (1999), w liczącym ponad półtora tysiąca stron tomie pod redakcją Jasiewicza ”Europa nieprowincjonalna”.

Jasiewicz przez lata zajmował się ustalaniem nazwisk ziemian, którzy zginęli w czasie wojny, a też w łagrach (jego książka ”Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956” wyszła w 1995 r.). Zajęty był wtedy tworzeniem listy tych, którzy ziemiaństwo na terenie ziem wschodnich prześladowali – przedstawicieli sowieckiej władzy. Jego książka ”Pierwsi po diable. Elity sowieckie w okupowanej Polsce 1939-1941” – sam alfabetyczny spis funkcjonariuszy sowieckich z zachodniej Białorusi liczy 926 stron – wyszła w 2001 r.

Dołączył do tego spisu wstęp, w którym zbrodnia w Jedwabnem (tereny Łomżyńskiego, gdzie leży to miasto, w czasie okupacji sowieckiej należały do zachodniej Białorusi) stała się centralnym dramatem.

Pogrom w Jedwabnem, który miał miejsce w 1941 r., tuż po wycofaniu się Sowietów i wejściu Niemców, widział jako część ”zadziwiającej w swym okrucieństwie i prymitywizmie etycznym wielkiej fali mordów na Żydach”, jaka przetoczyła się latem 1941 r. od Bukowiny i Besarabii, przez Kresy Wschodnie II RP, po kraje bałtyckie. W lokalnych wspólnotach ”samorzutnie czy z inspiracji, to w końcu szczegół, zabijających inne wspólnoty, swych starszych braci w wierze”, widział ”największą klęskę katolicyzmu i prawosławia”. Wzywał do rachunku sumienia: ”To jedyna droga, by być człowiekiem”.

”Wstydem i hańbą było to, co się stało – pisał. – Należało sprawców, nawet jeśli mieli jakieś zasługi, natychmiast napiętnować i wyrzucić poza nawias (…). Postawa miejscowego otoczenia wobec tych zbrodni była właściwie afirmująca (…). Ludzie ci, mordercy, czasem członkowie Polskiego Państwa Podziemnego na tzw. Kresach, jak się wydaje, przeżyli w dobrej kondycji w swoim otoczeniu, a w tradycji pisanej i mówionej ich czyny potraktowano (…) jako pewnego rodzaju potknięcie (…). Pogląd, że podobne mordy odbyły się z udziałem nielicznych, a przede wszystkim tzw. marginesu, jest równie nieprawdziwy, co i szkodliwy”.

Ten wstęp brzmiał jak krzyk katolika zranionego do głębi tym, że jego rodacy złamali dekalog. ”Co czuło miasteczko – pisał o Jedwabnem – oprócz swędu spalonych ciał, w najbliższą niedzielę 13 lipca 1941 roku? O czym było tego dnia kazanie? Jaką wzniosłą przypowieścią uraczył wiernych ksiądz proboszcz?”.

Pisałam wtedy książkę o Jedwabnem i zaprzyjaźnione osoby, które czytały pierwsze rozdziały, zwracały mi uwagę na mój zbyt emocjonalny, rozedrgany ton (poprawiłam w końcowej wersji). Ale w natężeniu emocji byłam daleko za Jasiewiczem.

Jasiewicz wyłożył we wstępie swoje nowe credo naukowe: twórczość naukowa nie może być nieemocjonalna, jest osobistym zapisem, ”pisaniem powieści ze znormalizowanymi przez źródła bohaterami”. Z jednej strony myślałam: ciekawe, że Gross narzucił nie tylko temat, ale też ton. I byłam tym tonem poruszona, rzadko w dyskursie publicznym dochodziła wtedy do głosu empatia dla ofiar. Z drugiej strony czułam coś dziwnego w tym braku przystawalności jednej materii do drugiej – co ma suche nagromadzenie faktów w postaci setek biogramów do tej erupcji uczuć we wprowadzeniu.

Prof. Strzembosz, inaczej, podważał wiarygodność ustaleń Grossa i pisał teksty o tym, jak to Żydzi w czasie sowieckiej okupacji mordowali Polaków, donosili, kolaborowali (pod koniec życia skorygował jednak swoje opinie i przyjął ustalenia IPN-u dotyczące jedwabieńskiego mordu).

Jasiewicz, który czytał te same źródła – relacje z czasu okupacji sowieckiej z terenu łomżyńskiego Polaków, którym udało się z armią Andersa wydostać z Sowietów – nie odnajdywał w nich potwierdzenia tego, czego doszukał się tam Strzembosz. Pojedynczy Żydzi – dowodził – donosili i kolaborowali, tak jak pojedynczy Polacy. Zauważał, że gdyby pominąć relacje, w których mowa o kolaborujących Żydach, zaraz rzuci się w oczy, w ilu wspomina się o ”współpracy podłych Polaków, którzy wydawali swoich współbraci”. Na podstawie sowieckich dokumentów zawierających statystykę narodowościową wykazywał, że nie było masowej współpracy Żydów z radziecką władzą okupacyjną. Pisał w 2000 r. w tekście ”Sąsiedzi niezbadani” drukowanym w ”Gazecie”: ”Przekonanie, że Żydzi współpracowali z NKWD, było dość powszechne i mogło się przyczynić do zbrodni w Jedwabnem. Choć źródła wskazują, że było ono słabo uzasadnione”.

W tym czasie w ISP trwał konflikt między Jasiewiczem a Strzemboszem i jego uczniami. Przeciw Jasiewiczowi zbuntowało się kilku młodych zdolnych historyków. Konflikt był tak ostry, że Jasiewicz nie dostał schedy po Strzemboszu; przyznano mu nową Samodzielną Pracownię Analiz Problemów Wschodnich.

O tym dawnym konflikcie mówił podczas spotkania rady Instytutu, która pod koniec kwietnia debatowała nad casusem Jasiewicza, prof. Jerzy Holzer. Jego zdaniem Jasiewiczowi przeszkadzało wtedy u prof. Strzembosza, że ”jest zbyt narodowy, zbyt katolicki. Ale wszyscy, którzy znali prof. Strzembosza, wiedzą, że swoim współpracownikom poglądów nie narzucał”.

Wszyscy pracownicy ISP, z którymi rozmawiałam o Jasiewiczu, zastrzegli sobie anonimowość. Tłumaczyli mi: ”Kolega z pracy, jestem z nim w konflikcie, nie mogę”; ”To niezręczna sytuacja, jest bardzo chory”; ”Konflikt był czysto personalny, nie ideowy”; ”On po prostu nie umie nie popadać w kolizje”; ”Wrażliwy, kruchy człowiek, źle sobie radził, stąd pokazywał się na zewnątrz jako osobowość autorytarna”.

Zapewne, jak to bywa, konflikt był ideowy i personalny zarazem.

– Strzembosz mówił: ”Po co uderzać w Polskę, jeśli w Jedwabnem mordowały szumowiny?”. Jasiewicz był w tej sprawie wyraźnie krytyczny w stosunku do Strzembosza – opowiadał mi jeden z uczestników tamtych sporów. – Ale podstawową sprawą było to, że Jasiewicz nie nadaje się na szefa. Jest typem człowieka szamoczącego się, jest niestabilny, nieobliczalny i nawet twardzi zawodnicy psychiczni mieli z nim kłopot. Nie wyrabiał sobie naturalnego autorytetu, próbował go sobie nadać, tworząc wrażenie, że tylko on może coś załatwić – przewód habilitacyjny, wydanie książki – i ustawiać innych w sytuacji wdzięczności.

Nowe zainteresowania Jasiewicza zaowocowały grubą książką pod jego redakcją ”Świat NIEpożegnany. Żydzi na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w XVIII-XX wieku” (2004). We wstępie pisał, że Żydów, którzy żyli obok nas przez stulecia, zamordowano w kilkaset dni, nikt ich nie żegnał; publikacja jest ”księgą pamiątkową narodu żydowskiego na nieistniejących także Kresach Wschodnich”.

Jasiewicz dzwonił do mnie dwa razy, prosząc, czy raczej domagając się zniecierpliwionym tonem recenzji w ”Gazecie”. Wcześniej Adam Michnik zamówił recenzję u Joanny Szczęsnej. Rozmawiałyśmy o tym, chwytając się za głowę: jak to napisać? Intencje książki – nie wątpiłyśmy – były krystalicznie szlachetne. Jednak forma wydawała się męcząca, chaotyczna: ponad tysiąc stron nieprzejrzystej plątaniny tekstów, od opisu osadnictwa żydowskiego na ziemiach litewsko-białoruskich w XV wieku po luźne refleksje prof. Marcina Kuli z jego wycieczki po Izraelu.

– To jest problem z każdą książką pod redakcją Jasiewicza – mówi mi jeden z pracowników ISP. – Generalnie pomysł na wydawanie książek ponadtysiącstronicowych, gdzie wrzuca się wszystko, co się jakoś z czymś kojarzy, to ”wszystkoizm”, no i nie da się do ręki wziąć. Mam wrażenie, że to nie było merytoryczne, ale wynikało z jego potrzeby tworzenia sobie autowizerunku: oto ja zrobiłem najlepszą książkę świata.

Nie napisałyśmy recenzji. Teraz, po ponownym przejrzeniu książki, żałuję. Jasiewicz zaprosił do współpracy historyków – polskich, ukraińskich, litewskich, łotewskich, amerykańskich; udało mu się wydostać teksty od wielu wybitnych naukowców. Zestawienie np. wypowiedzi historyka łotewskiego zaprzeczającego udziałowi Łotyszów w zbrodni na Żydach i polskich historyków z kompetencją i odwagą podejmujących temat stosunków polsko-żydowskich robi wrażenie.

Zapamiętałam z rozmowy z Jasiewiczem jego sugestię, że książka jest ”świadomie przez » Gazetę «pomijana”. Jakby chodziło o spisek. Może uznał, że należy mu się, żeby ”Żydzi” wzięli go w swoje ramiona i wyściskali? I wyobraził sobie, że istnieje międzynarodowe żydostwo, którego ”Gazeta” jest częścią, i że ono zadba o recenzję?

Pięć lat później napisał książkę, która rzuciła go w ramiona antysemitów – ”Rzeczywistość sowiecka 1939-1941 w świadectwach polskich Żydów” (2009). We wstępie dokonał autorecenzji swoich poprzednich publikacji: ”Dziś zapewne wycofałbym się z niektórych tez i zauroczeń, zwłaszcza przewijającego się w książce filosemityzmu”.

Jak napisał, tak zrobił. ”To, co się stało na Kresach Wschodnich w latach 1939-41 – stwierdza – stało się zwyczajną zdradą państwa polskiego. Witanie obcych wojsk i służba u najeźdźcy, wydawanie polskich sąsiadów i szydzenie z ich katastrofy”.

Znikła empatia dla żydowskiego losu czasu Holocaustu, jest za to oskarżenie o ”sowiecko-żydowski romans”. Żydów trudniących się w czasach sowieckich drobnym handlem – za co karano ich aresztami i zsyłką – określa słowem wprost z komunistycznej nowomowy – ”spekulanci”; i dalej sugestia, że może warto postawić pytanie badawcze: czy nie jest tak, że ”stosunkowo spora grupa Żydów zarobiła na upadku Polski?”.

Jasiewicz obarcza ofiary tym, że zostały zamordowane. Pisząc o pogromach dokonywanych w 1941 r. przez miejscową ludność, konkluduje: ”Odwet nieżydowskiego otoczenia na Żydach wydaje się naturalną, zrozumiałą, a przede wszystkim racjonalną reakcją”.

Pytany niedawno przez dziennikarza ”Do Rzeczy”, czy zmienił poglądy pod wpływem Radia Maryja, odpowiedział: ”Nie, pod wpływem » Wyborczej «. To pismo może każdego wyleczyć z filosemityzmu. Poważnie mówiąc – nauka nie jest rzeczą stałą, raz postawione tezy mogą ulec zmianie. Po napisaniu » Pierwszych po diable «dotarłem do nowych dokumentów, do nowych relacji. Rzuciły one nowe światło i zmusiły mnie do zmiany oceny postaw Żydów na ziemiach wschodnich w latach 1939-1941”.

Jednak żadnych istotnych nowych źródeł nie przytacza. Jego tezy wyraźnie nie mają żadnego podbudowania w tych materiałach źródłowych, które stanowią jądro książki.

– W sferze naukowej nie ma nic constans – tłumaczy mi Jasiewicz. – Czytając te same źródła, możemy dotrzeć do innych rzeczy. Nie ma powodu tego demonizować.

Nowe poglądy Jasiewicza zostały nagłośnione przez wywiad, jakiego udzielił magazynowi ”Focus Historia Ekstra” (luty 2013). Autor wywiadu Jerzy Diatłowicki wycofał swoje nazwisko. – Swoje skrajne opinie formułował nieśmiało w rozmowie ze mną, jego autoryzacja to był pisany od nowa referat – mówi. – Raz tylko złagodził, nie zaostrzył. Wykreślił określenie ”intelektualnie obrzezani” – to o historykach nie-Żydach, którzy przyjmują żydowską narrację.

Zaraz zabrał głos w mediach dyrektor Instytutu prof. Cezary Król, porównując wywiad do publikacji hitlerowskiego ”Stürmera”. Na posiedzeniu rady ISP jeden z profesorów zgłosił zastrzeżenie, że wypowiedź Króla ”jątrzyła, zamiast wyjaśniać” i że lepiej się powstrzymać od ”spontanicznej reakcji”. Król, specjalista od propagandy nazistowskiej, odparował: ”Nie była spontaniczna. Było to stanowisko przemyślane, kiedy stwierdziłem, że czytając wypowiedź prof. Jasiewicza, przychodzi mi na myśl zawartość tygodnika >>Der Stürmer<< redagowanego przez Juliusa Streichera, zoologicznego antysemitę, który potem został stracony w Norymberdze. () Takie porównanie (…) jest adekwatne”.

Tymczasem w internecie mnożyły się wyrazy poparcia dla ”jednego z nielicznych historyków, którzy nie ulegli naciskom syjonistycznych grup”. W jednym z wywiadów Jasiewicz opowiadał, że spotyka się z oznakami poparcia w środowisku naukowym: ”Odebrałem wiele telefonów od kadry profesorskiej. Koledzy podchodzili do mnie na korytarzu”.

Instytut Studiów Politycznych musiał zdecydować, co zrobić ze swoim profesorem. Na kwietniowym zebraniu rady padały sformułowania, które pewnie rzadko się słyszy na spotkaniach naukowych gremiów.

Prof. Jerzy Holzer: ”W charakterze prof. Jasiewicza jest jakaś psychopatyczna agresja. (…) Mamy raczej do czynienia z obsesjami niż z poglądami”.

Prof. Maria Jarosz: ”Prof. Jasiewicz na skutek choroby może zapragnął być celebrytą w innym środowisku”. Zwracała też uwagę na brak osiągnięć naukowych w ciągu ostatnich lat: ”Zawsze lepiej być zwolnionym za antysemityzm niż za to, że się nie pracowało tak jak trzeba”.

Mówiono o antysemityzmie i ignorancji Jasiewicza, które przynoszą ujmę Instytutowi. Był to ton dominujący, ale nie jedyny. Prof. Piotr Madajczyk oponował: nie da się włączyć ”do wielkich inscenizacji medialnych, w których nauka jest mieszana z polityką”.Prof. Grzegorz Nowik, jak rozumiem w obronie Jasiewicza, zaatakował Elżbietę Janicką: ”Ja się dowiedziałem z jej tekstu, że bohaterowie >>Kamieni na szaniec<< to są homoseksualiści (), a harcerstwo było antysemickie”, co ”dla mnie, jako harcerza, Polaka, instruktora harcerskiego, wychowawcy, było naruszeniem sacrum”. Podkreślił, że nie wyciągnięto wobec niej żadnych konsekwencji.

W końcowej uchwale rada wyraża ubolewanie z powodu publicznych wypowiedzi Jasiewicza: ”Są one wyrazem jego osobistych poglądów, które naruszają godność człowieka, a nadto podważają wiarygodność badań naukowych”. Tekst został osłabiony w stosunku do wyjściowej propozycji zgłoszonej przez prof. Andrzeja Paczkowskiego; wykreślono sformułowanie ”ksenofobia i pogarda”.

– Na radzie – mówił mi jeden z jej członków – był wyraźny podział na tych, którzy chcieli potępić Jasiewicza, i tych, którzy byli za oświadczeniem mgłą, generalnie podnoszącym problem etyki zawodowej i rozmywającym cały spór. Tu nie chodziło o obronę poglądów Jasiewicza, tylko o źle rozumianą obronę Instytutu. Stoi za tym takie rozumowanie: Instytut znalazł się w przeciągu politycznym. Sprawy polsko-żydowskie są zawsze polityczne i dla dobra Instytutu nie należy się w to wplątywać. Po co być przypisywanym do jednej opcji, w tym wypadku akurat antyprawicowej? Czyli najlepiej nie mieć własnego zdania na temat tego, co mówi Jasiewicz.

Pytałam jego kolegów z Instytutu, jak tłumaczą tak radykalną zmianę poglądów.

– Jasiewicz to połączenie niestabilnych emocji z koniunkturalizmem, z umiejętnością rachunku strat i zysków.

– Uznał, że nie został dopuszczony do świata badaczy Holocaustu, nie został tam doceniony, i zaczęło mu się odwracać. A jak już idzie w jakimś kierunku, to zawsze za daleko. Nie trzyma poziomu warsztatu badacza, ma skłonność do generalizacji.

– Może pomyślał, że warto zagrać va banque?

W książce napisanej w poprzednim ”wcieleniu”, ”Pierwsi po diable”, Jasiewicz opisywał mechanizm, który powodował, że wielu Polaków mogło odczuwać tak wiele obojętności, niechęci, nienawiści, patrząc na mordowany na ich oczach naród.

”Wiemy teoretycznie, jak należy zachować się, gdy mordują obok nas drugiego człowieka, ale my nie robimy niczego – z lęku, braku siły i heroizmu, z niezdolności do walki i poświęceń. Lecz nie godzi się być we własnym sumieniu tchórzem i konformistą (…). My chcemy być czyści, krystaliczni (…) – i wtedy pozostaje już tylko jedno wyjście. Trzeba znienawidzić ofiarę, bo to właśnie ona swoim zgonem stawia nas w przykrym położeniu i uzmysławia nędzę człowieka jako takiego, a naszą w szczególności. To ona, a nie morderca, wykazuje nam, że jesteśmy mali, nędzni i najdalsi od bohaterstwa (…). Tylko że my nigdy nie możemy zgodzić się na taką ocenę własnych zachowań lub intencji. Bo nigdy nie dalibyśmy rady żyć z tym balastem. Musielibyśmy zacząć pić, żeby nie myśleć, i pić, żeby też myśleć, tyle że na różowo. Lub odebrać sobie życie, może zwariować”.

Dyrektor Instytutu z dniem 1 czerwca zdymisjonował Krzysztofa Jasiewicza z funkcji dyrektora Zakładu Analiz Problemów Wschodnich ISP PAN. Grono historyków zaprotestowało. Profesor zapowiedział, że złoży odwołanie. – Nawet gdybym plótł trzy po trzy – mówi mi – to wolność słowa jest wartością nadrzędną i nie można zwalczać kogoś za poglądy. Ja bym bronił osoby wyrzucanej za poglądy prożydowskie.

Wykorzystane prace Krzysztofa Jasiewicza lub prace pod jego redakcją: ”Zagłada polskich Kresów. Ziemiaństwo polskie na Kresach Północno-Wschodnich Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką 1939-1941”, Warszawa, Instytut Studiów Politycznych PAN, Oficyna Wydawnicza Volumen, 1997; ”Europa nieprowincjonalna. Przemiany na ziemiach wschodnich dawnej Rzeczypospolitej (Białoruś, Litwa, Łotwa, Ukraina, wschodnie pogranicze III Rzeczypospolitej Polskiej) w latach 1771-1999” (pod red. Krzysztofa Jasiewicza), Warszawa, ISP PAN, Oficyna Wydawnicza Rytm, 1999; ”Sąsiedzi niezbadani”, ”Gazeta Wyborcza” z 9-10 grudnia 2000; ”Pierwsi po diable. Elity sowieckie w okupowanej Polsce 1939-1941”, Warszawa, ISP PAN, Oficyna Wydawnicza Rytm, 2001; ”Świat NIEpożegnany. Żydzi na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej w XVIII-XX wieku” (pod red. Krzysztofa Jasiewicza), Warszawa, ISP PAN, Oficyna Wydawnicza Rytm, 2004; ”Rzeczywistość sowiecka 1939-1941 w świadectwach polskich Żydów”, Warszawa, ISP PAN, Oficyna Wydawnicza Rytm, 2009

(przedruk za zgodą Autorki – Gazeta Wyborcza, 8 – 9 czerwca 2013)