Jednym z głównych tematów corocznej konferencji Zakładu Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego okazała się próba oceny skutków wolności wypowiedzi, szczególnie w kontekście możliwości ich wykorzystania do fałszowania prawdy historycznej. Wśród uczestników spotkania z 16 stycznia 2009r. wyraźnie przeważała opinia, że wolność słowa służy nie tylko dążeniu do prawdy, a jej ograniczanie może demokratycznemu społeczeństwu szkodzić bardziej niż nadużywanie nawet do celów takich jak negowanie zbrodni ludobójstwa.

 

Panel pierwszy konferencji „Przeszłość wobec przyszłości” poświęcono wolności słowa w kontekście jej wykorzystywania do negowania zbrodni nazistowskich oraz ewentualnego obarczania narodu polskiego odpowiedzialnością za przestępstwa funkcjonariuszy systemów totalitarnych. Jako pierwszy z referujących wystąpił prof. Wojciech Sadurski z European University Institute we Florencji. Prof. Sadurski skupił się na funkcjach, jakie spełnia swoboda wypowiedzi w publicznej debacie, z tego punktu widzenia starając się też ocenić sensowność jej ograniczania w konkretnych sytuacjach. W jego opinii, zakres ograniczeń tego typu wolności powinien być o wiele węższy niż w przypadku innych swobód obywatelskich, a dążenie do prawdy nie stanowi jedynego uzasadnienia dla jej funkcjonowania. Mówca przyznał, że gdyby tak było, stanowiłoby to z pewnością podstawę dla restrykcyjności w tym zakresie, gdyż – jak zauważył jeden z rektorów amerykańskich uniwersytetów – „przekonanie, że przekazy nazistowskie oskarżą się prawdziwe, byłyby bardzo słabą ochroną wolności słowa”. Zwrócił też uwagę, że polski system prawny – ani na poziomie konstytucyjnym, ani ustawowym – nie stara się tworzyć gwarancji, że wolność słowa służyć będzie właśnie dążeniu do prawdy. Co więcej, ocena wypowiedzi w tym kontekście niesie ze sobą wiele trudności, m.in. w rozróżnieniu opisów stanu faktycznego od opinii (przykładem może być relacjonowanie czyjejś wypowiedzi, gdzie granica ta często staje się nieczytelna), a te ostatnie – w opinii prelegenta – nie powinny w ogóle podlegać ocenom prawnym. Prof. Wojciech Sadurski wyraził przekonanie, że takie „czyste opinie” w ogóle nie odnoszą się do prawdy i w związku z tym powinny podlegać ochronie prawa w każdym przypadku, zauważając jednocześnie, że owa neutralność powoduje także brak wpływu ewentualnych restrykcji na odnalezienie prawdy.

Istotnym problemem wynikającym z ograniczenia wolności słowa jest – jak wskazał prelegent – występowanie tzw. efektu mrożącego, czyli okoliczności, że działanie takie tworzy bariery nie tylko dla wypowiedzi fałszywych, ale także tych, których rzeczywista prawdziwość jest trudna do udowodnienia. Brak wypowiedzi prawdziwych, acz mocno kontrowersyjnych może – zdaniem prof. Wojciecha Sadurskiego, który powołał się także na orzecznictwo Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych – wypaczać debatę publiczną do tego stopnia, że częstokroć lepiej już zgodzić się na istnienie w obiegu informacyjnym treści fałszywych niż stosować tego rodzaju ograniczenia. Z tego rodzaju powodów prawna ochrona wypowiedzi fałszywych zaistniała już między innymi w orzecznictwie amerykańskim, które ewoluowało od uznania, że fałszywe stwierdzenia faktów są szczególnie bezwartościowe i przeszkadzające w debacie publicznej do oceny, że ich pewna ochrona prawna jest konieczna dla zachowania w obiegu informacyjnym wypowiedzi ważnych dla debaty, aczkolwiek trudnych do uzasadnienia. Konkluzję swojego wystąpienia prof. Wojciech Sadurski zawarł w czterech punktach: 1) dążenie do prawdy w ocenie stosowania zasady wolności słowa jest kwestią ważną, ale nie najważniejszą oraz nie jedyną (istotne są także inne wolności obywatelskie np.  prawo do prywatności, z którym może ono kolidować), 2) prawda nie zawsze jest argumentem za restrykcyjnością (ta ostatnia może jej szkodzić poprzez tzw. efekt mrożący), 3) nie oznacza to, że wolność słowa nie jest istotna dla poznania prawdy – wielość opinii w tym pomaga 4) argumentem za wolnością słowa jest nie tyle jej rola w odnajdywaniu prawdy, co fakt, że jej ograniczenia nie są nigdy wynikiem w pełni obiektywnej oceny, ale stanowią produkt polityki i związanej z tym gry interesów.

W zasadzie jedynymi akceptowanymi przez mówcę sytuacjami reakcji państwa na nadużywanie wolności słowa, okazały się sytuacje związane z nieuczciwą reklamą (np. lekarstw) z uwagi na wypełnienie trzech warunków mogących usprawiedliwić zastosowanie takiej ingerencji: 1) koszty weryfikacji prawdziwości przekazu przez odbiorcę są niezwykle wysokie i dlatego niejako automatycznie ceduje on ją na instytucje społeczne 2) praktyczne znaczenie przekazu dla odbiorcy jest bardzo wysokie 3) obecność ograniczanych treści w oczywisty sposób nie wnosi nic nowego do debaty publicznej.

Kolejne wystąpienie w panelu I konferencji „Przyszłość wobec przeszłości” dotyczyło zjawiska negacjonizmu i metodyki przeciwdziałania mu środkami prawnymi w kontekście ochrony swobody wypowiedzi. Referująca temat Aleksandra Gliszczyńska z Poznańskiego Centrum Praw Człowieka Polskiej Akademii Nauk zwróciła uwagę słuchaczy na kilka faktów uznawanych za uzasadniające penalizację tzw. kłamstwa oświęcimskiego. Zaliczyć do nich można: brak dowodów zanikania zjawiska na przestrzeni lat, przenikanie do oficjalnego życia politycznego (Iran) i systemów edukacyjnych niektórych krajów oraz ogólny niski poziom wiedzy historycznej społeczeństw europejskich (np. 60% Brytyjczyków w wieku poniżej 35 lat z niczym nie kojarzy pojęcia „ostateczne rozwiązanie”), który w powiązaniu z  rozwojem technologii ułatwiających przepływ informacji  zwiększa możliwości oddziaływania fałszywych twierdzeń. Jednocześnie – jak wyjaśniła Aleksandra Gliszczyńska – na poziomie europejskim wskazuje się zazwyczaj trzy istotne przesłanki stanowiące podstawę interwencji władz publicznych wobec negacjonistów: 1) konieczność ochrony pamięci ofiar Zagłady, 2) ochronę dziedzictwa europejskiego (i powiązane z tym pragnienie afirmowania wartości pozytywnych) 3) uznanie tego zjawiska za typ antysemityzmu (a więc zjawiska, które często przynosi efekty w postaci aktów przemocy). Z tych powodów walka z negacjonizmem uznawana jest za element szerszej strategii europejskiej walki z rasizmem i nietolerancją, zapobiegania przemocy i zahamowania zacierania się pamięci o zbrodniach ludobójstwa. Takie postępowanie uznaje się za uzasadnione, choć niesie ono z sobą ryzyko, że procesy osób podważających istnienie komór gazowych przekształcą się w spektakle pozwalające im wcielić się w rolę obrońców wolności słowa. Prawo europejskie nie jest tu jednak konsekwentne: z jednej strony na poziomie umów międzynarodowych uznaje się za niedopuszczalne czyny identyfikowane jako afirmowanie, negowanie lub rażące pomniejszanie zbrodni nazistowskich, z drugiej – pozwala konkretnym państwom ograniczać działanie tylko do sytuacji, gdy działanie tego rodzaju wiążą się z zakłócaniem porządku, stosowaniem gróźb lub znieważaniem innych osób. Jak jednak zauważyła prelegentka – skargi negacjonistów odrzucane są zarówno przez Europejski Trybunał Praw Człowieka jak i związany z Organizacją Narodów Zjednoczonych Komitet Praw Człowieka, co świadczy o istnieniu akceptacji dla przeciwdziałania prawnego negacji zbrodni nazistowskich.

Kolejną osobą występującą w module konferencji dotyczącym wolności słowa i jej akceptowalnym ograniczeniom był dr Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Prof. Kamiński poświęcił swój referat zagadnieniu penalizacji wypowiedzi obwiniających naród polski za udział w zbrodniach systemów totalitarnych. Jak podkreślił mówca, uchylenie przez Trybunał Konstytucyjny przepisu w kodeksie karnym dotyczącego tego rodzaju czynów, które nastąpiło jesienią 2008 roku, uzasadnione zostało błędami w jego wprowadzeniu i nie powinno kończyć debaty na temat jego zasadności merytorycznej. Jego zdaniem, kształt owego prawa stworzony w procesie legislacji nie odzwierciedlał intencji pomysłodawców, których zamierzeniem było danie kompetencji procesowych Instytutowi Pamięci Narodowej dla reagowania na obwinianie narodu polskiego o udział w zbrodniach nazistowskich lub komunistycznych na forum międzynarodowym. Na przeszkodzie stał brak prawa materialnego, toteż stworzono przepis, który jednak miał zostać wprowadzony do ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, a nie kodeksu karnego. W tym miejscu – jak przypomniał dr Ireneusz Kamiński – umieściła przepis dotyczący pomawiania narodu polskiego poprawka senacka, dołączając go zresztą tym samym do bardzo ograniczonej liczby przepisów tego zbioru prawa nakazujących karać przestępstwa popełnione także poza terytorium Polski i przez cudzoziemców. Tak więc – w opinii mówcy – o pojawieniu się w przepisie sankcji karnych zadecydowała zmiana umocowania prawnego proponowanego przepisu w procesie legislacji, a nie sama chęć zapobiegania wypowiedziom krzywdzącym ogół Polaków.

Starając się przewidzieć skutki działania tego rodzaju przepisu w dłuższym okresie czasu, dr Ireneusz Krzemiński próbował znaleźć podobne rozwiązanie w systemie prawnym innych państw i odnalazł je w prawie tureckim, którego jeden z przepisów mówiący o ochronie przed znieważaniem „tureckości” pozwalał – nie bezpośrednio, ale na zasadzie wykładni interpretacyjnej – penalizować obwinianie narodu tureckiego o udział w zbrodniach ludobójstwa (m.in. rzezi Ormian na początku XX w.). Jak wyjaśnił referent, istnienie tego przepisu podlegało nieustannej krytyce społecznej, m.in. z uwagi na bardzo częste wykorzystywanie go w praktyce –  np. w I połowie 2007 roku w aż 1187 postępowaniach prokuratorskich i 747 procesach sądowych. Ostatecznie, wskutek protestów opinii publicznej władze tureckie zostały zmuszone do stworzenia dodatkowej bariery prawnej (a właściwie politycznej) i od niedawna ściganie przestępstw na tej podstawie może się odbywać tylko po wcześniejszym uzyskaniu zgody ministra sprawiedliwości.

Z kolei, analiza treści przepisu o pomawianiu narodu polskiego w kontekście orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, skłoniła dr Ireneusza Krzemińskiego do wyrażenia opinii, że w sytuacji zaskarżenia organ ten zapewne uznałby Polskę za winną naruszenia zobowiązań wynikających z podpisanych konwencji. Taka postawa trybunału strasburskiego byłaby do przewidzenia m.in. z uwagi na zagrożenie karą pozbawienia wolności i to bardzo surową jak na rodzaj przestępstwa (3 lata), podczas gdy tego rodzaju sankcja jest aprobowana tylko w przypadkach dotyczących nawoływania do stosowania przemocy lub nienawiści rasowej i to też w niższym wymiarze niż to określił polski ustawodawca w stosunku do pomawiania narodu polskiego.  Dodatkowo, wypowiedzi tego rodzaju z pewnością należałoby uznać za dotyczące ważnego zagadnienia publicznego, a w takich przypadkach tolerancja ETPCZ dla przepisów prawa ograniczających wolność słowa jest niewielka, zaś jego kontrola ścisła.

W dyskusji, która rozpoczęła się po wystąpieniu panelistów, wskazywano na szereg trudności i zagrożeń związanych z wyznaczaniem przez system prawny granic wolności wypowiedzi. Jej uczestnicy podkreślali olbrzymi wpływ, jaki wywiera wolność słowa (lub jej brak) na możliwość korzystania z innych praw człowieka, podzielając opinię prof. Wojciecha Sadurskiego, że prawdziwość wypowiedzi nie może powinna być jedynym kryterium pozwalającym jej na obecność w dyskursie publicznym. Zwracano uwagę na brak bezpośrednich nakazów mówienia prawdy w systemach religijnych i prawnych (od jedynie zabraniającego oczerniać bliźnich Dekalogu po pozbawioną w ogóle podobnych przepisów Konstytucję RP oraz dokonujące oceny przekazu na podstawie innego kryterium – szczególnej staranności i rzetelności w sprawdzaniu informacji – prawo prasowe).  Nie zabrakło też obaw, że tworzenie jakichkolwiek przepisów prawnych dotyczących opisywania czy opiniowania wydarzeń historycznych może przerodzić się w proces mnożenia podobnych zakazów i nakazów prawnych (tzw. efekt nagrobków), a cenzura w tym względzie wymazywać będzie równocześnie pamięć o ofiarach ludobójstwa. Dostrzeganym problemem była możliwość zbytniego uogólniania (aprobowanie zbrodni nie jest tym samym, co jej negowanie, a tym bardziej rażące pomniejszanie, a jednak niektóre europejskie przepisy prawne wymieniają je łącznie). Większość zabierających głos uczestników konferencji wyrażało zgodę na ingerencję państwa jedynie w przypadkach fałszywych przekazów reklamowych lub wobec wypowiedzi nawołujących do stosowania przemocy.

Andrzej Smosarski