Nowa książka prof. Krzysztofa Jasiewicza o postawach Żydów podczas radzieckiej okupacji to nagromadzenie antysemickich klisz zapakowanych w pseudonaukową oprawę. O książce pisze Adam Leszczyński.

Prof. Krzysztof Jasiewicz, znany specjalista od historii Kresów w czasie II wojny światowej, wydał książkę przygnębiającą i przykrą: zbiór 83 żydowskich relacji o okupacji radzieckiej na Kresach w latach 1939-41 – „Rzeczywistość sowiecka 1939-1941 w świadectwach polskich Żydów”. Relacje zostały spisane w 1943 r. na Bliskim Wschodzie przez polskich obywateli, którym udało się wyrwać z Rosji razem z armią Andersa. Historyk odnalazł je w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie.

 

Relacje są dokumentem wstrząsającym, bo pokazują zagładę normalnego i oczywistego dla ich autorów świata – i zastąpienie go przez brutalny, totalitarny koszmar. Tracili domy i majątki – nawet najdrobniejsze – w fali wszechogarniającej nacjonalizacji. Pewnemu mieszkańcowi Lwowa znacjonalizowano wytwórnię waty zatrudniającą dwóch robotników i przemianowano ją na Lwowską Fabrykę Tekstylną. Utrudniano Żydom wykonywanie praktyk religijnych. Władza radziecka zamykała szkoły wyznaniowe, nie pozwalała uczyć hebrajskiego, aresztowała i zsyłała za koło polarne rabinów oraz działaczy społecznych (np. Wiktora Chajesa, bankiera i wiceprezydenta Lwowa w latach 30.).
W relacjach polskich Żydów ZSRR jawi się jako kraj nędzy, terroru, kłamliwej propagandy i absurdu ogarniającego rzeczy najdrobniejsze. Niejaki Leopold Spira wspominał: „W maju 1940 r. chciałem się napić wody sodowej na pl. Mariackim [we Lwowie]. Przy wózku z wodą sodową siedzi stara Żydówka. Proszę o wodę sodową z sokiem. Jest tylko czysta woda sodowa. »A ze sokiem nie ma? «. Żydówka odpowiada: » Mój trust sprzedaje tylko wodę sodową czystą. Ten Ukrainiec pod hotelem George’a, naprzeciw jest z trustu wody sodowej z sokiem «”.

 

Autorzy relacji przeszli przez radzieckie więzienia i łagry, gdzie zesłano ich pod byle pretekstem (albo zgoła bez pretekstu). Pracowali tam w straszliwych warunkach Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, np. rąbiąc drewno w tajdze w temperaturze sięgającej 70 stopni poniżej zera. Powszechnie skarżyli się na urzędowo zniesiony, ale naprawdę powszechny w Rosji antysemityzm, i cieszyli się, że udało im się z ojczyzny proletariatu uciec.

 

Byli też przyzwoici Żydzi

 

Te relacje są przygnębiające, chociaż nikogo, kto coś wie o stalinowskim ZSRR, zaskoczyć nie mogą. Tym bardziej zaskakujące, że ich redaktor i wydawca zarazem staje na głowie, aby odwrócić sens tego, co sam drukuje. Liczący blisko sto stron obszerny wstęp zamienia w akt oskarżenia, w którym zarzuca polskim Żydom z Kresów – hurtem i jednoznacznie – „zdradę stanu” i „kolaborację” z radzieckim okupantem.

 

Pisze Jasiewicz: „To, co się stało na Kresach Wschodnich w latach 1939-41 (…), stało się zwyczajną zdradą państwa polskiego. Witanie obcych wojsk i służba u najeźdźcy, wydawanie polskich sąsiadów i szydzenie z ich katastrofy (…) są to i w tamtej epoce, i współcześnie, we wszystkich znanych nam kodyfikacjach oraz kodeksach etycznych, czyny przestępcze lub naganne”. Niektóre zachowania, które Jasiewicz przypisuje Żydom – np. udział w milicji powołanej przez ZSRR na Kresach – według Jasiewicza „wyczerpują wszelkie znamiona zbrodni zdrady stanu i w warunkach wojennych karane są karą śmierci, a pozostałe są wysoce niefortunne oraz naganne w aspekcie etycznym”. Historyk cytuje potem liczne fragmenty relacji Polaków (zaczerpnięte z innych źródeł), którzy mówią o powszechnym udziale Żydów w nowych, okupacyjnych władzach.

 

Pierwszy kłopot z takim zarzutem sprowadza się do definicji: kto jest Żydem, a kto nie? Jakie kryteria ma tu przyjąć historyk? Religijne? Może rasowe – według hitlerowskich ustaw norymberskich? Czy Żydem jest ten, kto się za Żyda uważa? Czy obywatel II RP, ateista i komunista, jest jeszcze Żydem? Jasiewicz na to pytanie nie odpowiada. Sugeruje tylko, że „wielu sowieckich Żydów było jedynie [sic! – przyp. A.L.] Żydami, a komunizm służył im za parawan lepszego lub bezpieczniejszego życia”.

 

To ważne, bo Żyd w oczach Jasiewicza może i ma przekonania czy poglądy polityczne, może przynależy do jakiejś klasy społecznej, ale przede wszystkim określa go to, że jest Żydem. Dlatego też Żydzi odpowiadają jako całość. Kiedy jacyś Polacy albo Ukraińcy biorą udział w tworzeniu radzieckich władz okupacyjnych, dowiadujemy się, że to tylko „szumowiny i męty”. Kiedy jednak robią to jacyś Żydzi – to trzeba, według historyka, mówić po prostu o „odpowiedzialności Żydów”. Nie ma przy tym dla Jasiewicza znaczenia, że w relacjach (które sam drukuje!) Żydzi, przed wojną często dobrze sytuowani inteligenci, mówią „o znanych szumowinach żydowskich” pomagających radzieckiej władzy.

 

Jasiewicz przywiązuje się do reguły odpowiedzialności zbiorowej. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” (30-31 stycznia), dopiero przyciśnięty przez dziennikarza, mówi: „Oczywiście podczas okupacji byli też przyzwoici Żydzi. Nie wolno stosować uogólnień. Cały czas mówimy o części Żydów. Ojciec mojej znajomej był zawodowym podoficerem i jego żydowski sąsiad, który był w NKWD, uratował mu życie. Uprzedził go przed aresztowaniem. Inny przykład: kilkuset Żydów napisało petycję do NKWD, aby zwolnić z więzienia znajomego właściciela ziemskiego. Takie przypadki się zdarzały, ale należały do wyjątków. Być może, wzorem Żydów, powinniśmy uhonorować takich przedstawicieli mniejszości jakimś honorowym tytułem? Na przykład Lojalny wobec Rzeczypospolitej”.

 

Relacje, na których to oskarżenie jest oparte, historyk ocenia według podwójnych standardów. Żydowskim programowo nie ufa. Pisze: „Nieprzypadkowo wiele z prezentowanych relacji bardzo próbuje zbagatelizować problem żydowsko-sowieckiej kolaboracji bądź usiłuje nieraz na siłę udowodnić wspólnotę losu oraz cierpień Polaków i Żydów, a nawet zaakcentować jakieś dodatkowe represje specjalnie uderzające tylko Żydów”. Wyjaśnienie Jasiewicza: Żydzi umniejszali zakres „kolaboracji”, bo wychodzili z ZSRR razem z Andersem i chcieli się przypodobać polskim rozmówcom! Zapamiętajmy: kiedy Żyd mówi o wspólnym cierpieniu, pewnie kłamie; kiedy Polak mówi o Żydach kolaborantach – mówi prawdę.

 

Fragmenty relacji mówiące o powszechnym udziale Żydów w nowych władzach na Kresach po 17 września 1939 r. historyk przytacza bezkrytycznie. Nie próbuje zapytać, czy nie wyolbrzymiają zjawiska i czy nie zostały ukształtowane przez antysemickie stereotypy – a przecież ludzka pamięć rządzi się szczególnymi prawami! Kiedy biedny Żyd, przed wojną obywatel nie drugiej, ale trzeciej kategorii, zostaje w ciągu jednego dnia przedstawicielem nowej okupacyjnej władzy – to taka zamiana miejsc w oczach, powiedzmy, przedwojennego policjanta jest tak skrajnym odwróceniem starego i naturalnego porządku rzeczy, że musi zostać zapamiętana.

 

Historyk nie próbuje też nawet zastanowić się, dlaczego ZSRR – który propaganda przedstawiała jako wcielenie ideałów równości i braterstwa i w którym antysemityzm został oficjalnie zniesiony – mógł być atrakcyjny dla ludzi, przed którymi wiele dróg kariery w II RP było zamknięte. Radziecka obietnica równości była fałszywa, ale ludziom dyskryminowanym we własnym kraju mogła się wydawać atrakcyjna, dopóki nie dowiedzieli się, jak jest naprawdę.

 

Kiedy o tym pamiętamy, zaskakiwać może tylko, jak mały był naprawdę udział Żydów w radzieckich władzach. Sam Jasiewicz szacuje, że wynosił mniej więcej 10 proc., a taki właśnie był (mniej więcej) odsetek Żydów wśród mieszkańców Kresów. Skąd więc wniosek, że kolaboracja wśród Żydów była bardziej powszechna niż wśród innych nacji? Jasiewicz: „Znakomitą większość stanowisk nienomenklaturowych, pomocniczych itp. na Kresach Wschodnich – to już odrębny i nieprzebadany problem – zajmują miejscowi sympatycy (z wyboru i konieczności) władzy sowieckiej, wśród których zapewne znaczącą większość mają polscy Żydzi”. Chwileczkę! Skoro to „problem nieprzebadany”, to skąd historyk wie, że wśród kolaborantów (niższego szczebla) „zapewne znaczącą większość mają polscy Żydzi”? Skoro zaś kolaborowali, to dlaczego – to też pisze Jasiewicz! – powszechnie odmawiali przyjmowania paszportów ZSRR, za co groziły poważne kary, z zesłaniem włącznie?

 

Zasłużyli na litościwą pogardę

 

To jednak drobiazgi. Prawdziwy akt oskarżenia wobec Żydów zawiera cięższe zarzuty. Jasiewicz liczy Żydów zamordowanych w obozach w Starobielsku, Ostaszkowie i Kozielsku. Komentuje: „Niewielu Żydów, i jak się wydaje przez zupełny przypadek, a nie ze świadomego wyboru dyktowanego względami patriotycznymi (znaleźli się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie i niewłaściwym towarzystwie – Polaków) zginęło w tej właściwej operacji katyńskiej (…)”. Skąd prof. Jasiewicz wie, że np. mjr Baruch Steinberg, zamordowany właśnie w „operacji katyńskiej” naczelny rabin Wojska Polskiego, nie był patriotą, a zginął „przez przypadek”? Jak można zapomnieć, jak trudno było Żydowi zrobić przed wojną karierę oficerską – i jeszcze używać tego faktu jako rzekomego świadectwa braku patriotyzmu?

 

Kolejne świadectwo żydowskiej kolaboracji według Jasiewicza: „Nie jest dziełem przypadku – pisze – że na granicy (linii demarkacyjnej) sowiecko-niemieckiej zatrzymywano masowo Żydów, z których część, jak to wynika ze źródeł żydowskich, uprawiała wędrówki w celach czysto handlowych”. Przypomnijmy realia: okupacja przyniosła załamanie życia gospodarczego i powszechną nędzę. O ile polscy chłopi mogli się jeszcze wyżywić, a polscy inteligenci mogli wyprzedawać dobra kupione w lepszych czasach, jedynym ratunkiem dla biednego Żyda w pierwszych miesiącach okupacji (kiedy jeszcze nie był zamknięty w gettach po niemieckiej stronie) był drobny handel, w tym przemyt przez granicę. Jak się dowiadujemy od samego Jasiewicza, nie był to świetny biznes: niemieccy i sowieccy pogranicznicy zabierali handlarzom wszystko, bili ich (niekiedy zabijali), a sowieci jeszcze wysyłali do obozu. Jasiewicz wszystko to opisuje, opatrując jednak komentarzem: „Oczywiście należałoby się zdystansować od uogólnień typu, iż jakaś stosunkowo spora grupa Żydów zarobiła na upadku Polski, ale istnieje potrzeba przebadania tego problemu”. Jasne, za majątki, które polscy Żydzi zarobili na upadku II RP, budowali sobie pałace – w niemieckich gettach i w radzieckiej tajdze.

 

Ukoronowaniem tych wywodów jest konkluzja: Żydzi zasłużyli sobie na pogromy po wkroczeniu armii niemieckiej na Kresy latem 1941 r. Jasiewicz: „Trzeba oczywiście zdawać sobie sprawę, że naród żyjący w diasporze z natury rzeczy poszukuje jakiegoś kompromisu z każdą władzą lub – inaczej – stara się mieć z nią dobre stosunki i być przez nią dobrze postrzegany. Jednak czym innym jest przypochlebianie się takiej czy innej partii rządzącej po kolejnych wyborach, a czym innym kolaboracja z najeźdźcą. (…) Każdy, kto ratuje (a ściślej – chce przeżyć) swoje życie kosztem innych, świat ten obraca w ruinę i zasługuje nie na zrozumienie, lecz na litościwą pogardę. W tym kontekście odwet nieżydowskiego otoczenia na Żydach wydaje się być naturalną, zrozumiałą, a przede wszystkim racjonalną reakcją”.

 

„Racjonalny” oznacza „zgodny z rozumem”. Udział w wymordowaniu Żydów – tylko za to, że są Żydami – wydaje się historykowi rozumną reakcją na grzechy, domniemane czy realne, grupy współpracowników radzieckich władz okupacyjnych! W jakim porządku moralnym stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, i to w skrajnej postaci, jest „naturalne i zrozumiałe”?

 

Takie nagromadzenie antysemickich klisz zapakowanych w pseudonaukową oprawę – bo, niestety, inaczej tego nazwać nie można – jest tym bardziej przygnębiające, że w poprzednich książkach Jasiewicza go nie było. Szkoda, że autor nie pisze, jakie nowe odkrycia archiwalne przywiodły do tak radykalnej zmiany zdania. „Uważam, że książek nie powinno się dzielić na antysemickie i filosemickie, lecz na dobre i złe” – mówił prof. Jasiewicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Postawmy więc kropkę nad i: to zła książka. Nie ze względu na temat, ale na niegodną uczonego metodę.
Krzysztof Jasiewicz, „Rzeczywistość sowiecka 1939-1941 w świadectwach polskich Żydów”, wyd. ISP PAN i Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2009
Źródło: Gazeta Wyborcza