Wczoraj otrzymaliśmy  list, w którym autor informuje o billboardzie znajdującym się w Warszawie, na rogu Redutowej i Jana Olbrachta. Treść billboardu stanowią słowa przypisywane Adolfowi Hitlerowi: „Jakie to szczęście dla rządzących, że ludzie nie myślą”. Autor listu wyraził swoje niedowierzanie, że słowa ludobójcy i zbrodniarza wojennego można umieszczać w przestrzeni publicznej. Poczuliśmy się wywołani do tablicy, dlatego odpowiedzieliśmy na list.

Rozumiemy, że umieszczanie nazwiska Adolfa Hitlera w przestrzeni publicznej, w postaci dużej reklamy, budzi protest. Jesteśmy też wdzięczni za obywatelską postawę i zgłoszenie. Jednak po przyjrzeniu się sprawie dostrzegamy, że plakat ten ma służyć słusznej sprawie. Ma pokazywać, że bierność obywateli sprzyja dyktatorom. Ma skłonić społeczeństwo do przebudzenia się z letargu i podjęcia działań.

Tutaj pojawia się pytanie o granice artystycznego przekazu. Czy umieszczać słowa zbrodniarza w przestrzeni publicznej, jeśli inicjatywie przyświeca ważny cel? W przywoływanym cytacie nie ma niczego, co wzywałoby do jakiejkolwiek nienawiści. Nie ma zdjęcia autora słów, nie ma propagowania totalitarnego czy faszystowskiego ustroju. Jest nazwisko – Adolf Hitler. Zastanówmy się więc, gdzie leży granica artystycznego przekazu i czy w tym przypadku została przekroczona.